sobota, 17 maja 2014

Love is not selected, selects hatred

Dla Ani, dziękuje za twoje komentarze :) x

Dlaczego młodsi nigdy nie są pytani o zdanie? Dlaczego wszystko się robi bez ich wiedzy? A gdy protestują to się ich ignoruje? Czemu mój brat nie może zrozumieć, że nie chce się wyprowadzać? Że wole zostać w Polsce? Że nie chce zostawiać szkoły? Wspomnień?
-Aga, jesteś gotowa?-o wilku mowa.
Agnieszka Czarnow

-Tak, już idę-wzięłam do ręki torbę i zeszłam powoli na dół.-Ała-jęknęłam, uderzając się przez przypadek w kostkę.
-Ciebie to nawet na chwilę nie można zostawić samą, bo od razu sobie coś robisz-Michał śmiał się ze mnie.-Pomóc ci?-zapytał.
-Tak-rzuciłam mu torbę pod nogi.-Plus jeszcze jedna jest na górze.
-Powinnaś się cieszyć, że mnie masz-poszedł na piętro.
-Jakoś nie podzielam twojej radości-mruknęłam sama do siebie.-Michał...nie mogę zostać tutaj? Po co ci ja tam jestem?-podjęłam znowu ten temat.
- Jesteś niepełnoletnia i rodzice nie byliby zadowoleni, gdyby się dowiedzieli, że ich mała Agusia zostaje sama.
-Nie jestem mała!-protestowałam.-Tylko ty wyższy!
Michał

-No wiem, ale młoda...nie obrażaj się na mnie. Wiesz dobrze, że robię to dla naszego dobra-przytulił mnie delikatnie.-W Londynie znalazłem na prawdę dobrze opłacaną pracę i mieszkanie...
-Wiem braciszku, ale mogłeś mnie przynajmniej spytać o zdanie-spojrzałam w jego brązowe oczy.
-Kocham cię, siostra-pocałował mnie w skroń.
-Ja ciebie też, brat.
Droga mijała mi bardzo wolno, a na dodatek zasnęłam w samolocie i śniły mi się koszmary, skutkiem tego było to, że zaczęłam mówić przez sen, a jedna z stewardess poprosiła mnie żebym była ciszej, dzięki czemu moje policki stały się czerwone. Michał znowu miał powód do śmiechu.
Na miejscu byliśmy po około dwóch godzinach z czego połowę przyglądałam się swojemu bratu.
Muszę przyznać, że jest na prawdę przystojny. Jego włosy-tak jak moje- w kolorze kasztanowym opadały mu na twarz, brązowe oczy były w trochę innym, ciemniejszym odcieniu niż włosy, co bardzo kontrastowało z jego jasną cerą. Byliśmy do siebie nawet podobni, wyjątkiem było to, że on mierzy około metra dziewięćdziesiąt, a ja...nie należałam do najwyższych.
Odprawa minęła bez zbędnych problemów, a ja miałam ochotę zasnąć, opierając się o ramie brązowookiego. Spod lotniska jechaliśmy taksówką do mieszkania.
-Młoda, a ty ogólnie to wiesz gdzie będziemy mieszkać?-spytał brunet, gdy płacił panu za przejazd.
-Mówiłeś coś o Charing Cross Road, ale nie jestem pewna-zamknęłam oczy.
-Jednak mnie słuchasz-wziął nasze bagaże, bo staliśmy na środku zatłoczonego chodnika, wszedł do wielkiej kamienicy i do kogoś zadzwonił.
Co prawda mówię płynnie po angielsku i gdybym mogła to dowiedziała się o czym rozmawia, ale wolałam nie podsłuchiwać. Za to stałam na klatce schodowej i czekałam aż Michał wyłączy telefon.
-Mamy numer 15-oznajmił i wszedł na pierwszy stopień.-Idziesz?-obrócił się do mnie.
-Tak, tak...przepraszam trochę się zagapiłam-wzięłam do ręki kufer i ruszyłam za przyjacielem.
Mieszkanie nie było duże, idealne żeby pomieścić naszą dwójkę i kilka rzeczy. Nawet mi się podobało,było w moim stylu-nieduże, skromne i ładnie urządzone. Najlepsze są meble i ściany w kolorze białym.

-I jak?- stanął obok mnie.-Niedaleko jest szkoła, park i sklep handlowy-wziął głęboki oddech.-Bo wiesz nie mogłem na obecną chwilę nic innego znaleźć...
-Michał...
-...więc jak ci się nie podoba, to wiesz...
-Podoba mi się-oznajmiłam.
-...możemy później...czekaj, co?-obrócił się do mnie zaskoczony.
-Jest cudowne, dobrze, że kupiłeś właśnie to-rzuciłam się mu na szyje.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło-wypuścił powietrze z płuc.-Nie wiem co bym zrobił gdyby ci się nie podobało, a wiesz ja to raczej nie mam...
-Powiedziałam, że mi się podoba, więc przestań tyle mówić-ziewnęłam.-A teraz wybacz, ale muszę się zdrzemnąć. Dobranoc-wyszłam z pomieszczenia, ale nagle zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie jest moja sypialnia.-Michał!-krzyknęłam...
-W prawo, drzwi po prawej!-odkrzyknął zanim zdążyłam zapytać.
-Dzięki! -udałam się w kierunku mojego pokoju, gdy tam weszłam nawet się nie oglądałam tylko od razu upadłam na łóżko. Chwilę później pochłonęłam mnie kraina Morfeusza.
-Młoda-jak przez szkło słyszałam głos mojego braciszka.-Wstawaj-szarpnął mnie za ramię.-Dzisiaj musisz iść do szkoły-ściągnął ze mnie pościel.
-Wyjdź-zakryłam głowę poduszką.
Dopiero co położyłam się spać, jak to możliwe, że jest już ranek?  
-Musisz, zaczyna się nowy semestr i chyba nie chcesz zaspać?-po tych słowach wyszedł.
-No tak! Bo przecież dojść do nowej szkoły w środku roku to spełnienie marzeń-krzyknęłam za nim.
Spojrzałam na zegarek...za pół godziny będzie siódma. Powoli wstałam i poszłam do łazienki, wykonując podstawowe czynności. Potem przechodząc przez korytarz potknęłam się kilka razy o rzeczy, których nie zauważyłam. Gdy już byłam w kuchni życie przeleciało mi przed oczami dwa razy i doszłam, że oprócz tego, że rodzice wyjechali i nie wrócili to nic takiego się w nim nie działo.
-Hej-usiadłam na krześle i zaczęłam jeść naleśniki, które mi przygotowano, a mokre włosy opadały mi przez ramiona, przez co zadrżałam z zimna.
-Zawiozę cię do szkoły, a ty musisz iść prosto do pani Dyrektor i powiesz jej kim jesteś, a ona ci powie gdzie masz iść-wytłumaczył mi.
-Rozumiem-wyszłam i wzięłam z jakiegoś pudełka ubrania, torbę oraz książki.
Ubrana w długie spodnie, koszulkę w kwiatki, bluzę i trochę zdarte trampki wyszłam z kamienicy i wsiadłam do auta Michała.
-Możesz się chociaż wysilić na sztuczny uśmiech dla mnie i szkoły?-poprosił.
-Mogę-na mojej twarzy ukazał się banan, który chwilę później zniknął tak szybko jak się pojawił.-Dasz mi pieniądze na busa?
-Tak-podał mi portfel, z którego wyciągłam dziesięć funtów i oddałam go.-Miłego dnia-zatrzymał się przed budynkiem, który był cztery razy większy niż nasza kamienica.-Jejku-otworzyłam szerzej oczy.
Przez chwilę błądziłam po korytarzu, zwracając na siebie uwagę innych. Gdy w końcu dotarłam pod gabinet, to jestem pewna, że cała szkoła się już o mnie dowiedziała. Powoli zapukałam do drzwi i gdy usłyszałam "Proszę" weszłam tam.
Za biurkiem siedziała kobieta po czterdziestce, o blond włosach i zmarszczkach mimicznych, które o dziwo dodawały jej urody. Nie była sama. Na przeciwko niej siedział chłopak, na oko rok starszy ode mnie, z blond włosami i tęczówkami, wpatrującymi się we mnie intensywnie, o kolorze nieba. Miał delikatnie opaloną skórę i był ubrany jak typowy chłopak, czyli w jeansy i bluzkę.
-Dzień dobry-podeszłam krok bliżej.-Jestem Agnieszka Czarnow i jestem nową uczennicą-powiedziałam to w języku angielskim. Teraz tylko nim będę się porozumiewać.
-Ah, tak-pani Dyrektor odkaszlnęła.-Luke, zaraz wrócimy do naszej rozmowy-zwróciła się do chłopaka.-Ale zostań jeszcze na chwilę-podeszła do szafki i wyciągła z niej papiery.-A więc, Agnieszko...-zaczęła je przeglądać.-Tutaj jest twój plan lekcji, szkoły i Luke ma cię dopilnować abyś dotarła bezpieczna do klasy-kobita podała mi kartki.
-Co?!-krzyknął, a ja wystraszona odskoczyłam trochę do tyłu.
Luke
- To będzie twoja kara, nie możesz tego nie zrobić. Koniec tematu. Do widzenia-pokazała gestem ręki żebyśmy wyszli, co szybko uczyniliśmy.
-Teraz posłuchaj uważnie-niebieskooki spojrzał na mnie, a w jego oczach widzę niechęć do mnie.-Ja ci nie pomogę, radź sobie sama, ale jak ktoś spyta to zrobiłem co mi kazała i nic więcej-odszedł.
Patrzyłam jeszcze przez chwilę na odchodzącą sylwetkę chłopaka i w końcu zaczęłam szukać w planach gdzie zaczynam lekcję. Gdybym nie była taka nieśmiała to zapytałabym kogokolwiek gdzie mam iść, ale jednak wolałam nie.
-Yy...-wpadłam spóźniona do klasy.-Dzień dobry, ja jestem nowa i nie mogłam znaleźć klasy...
-Rozumiem, jestem pani Jules Carter-przywitała się kobieta.- Ale czy nie miał cię ktoś oprowadzić?-nauczycielka zmarszczyła zdziwiona brwi.
-Tak, ale...- szepnęłam, nie wiedząc co powiedzieć.
Nie chce mówić o tym chłopaku, żeby miał potem przeze mnie problemy. To ostatnia rzecz jakiej mi teraz potrzeba.
-Kto?-była zdenerwowana.
-Nie wiem jak się nazywa, ale wydaje mi się, że na imię ma Luke...-usiadłam powoli.
Kobieta nic nie powiedziała, tylko rozpoczęła lekcję. Ponieważ była to najnudniejsza lekcja na jakiej byłam, myślałam o tym mojej dawnej szkole. Nie do wiary, że jeszcze miesiąc temu nigdy bym nawet nie pomyślała, że mogę opuścić Kraków, i szkołę. Nie byłam jakoś specjalnie popularna. Ba! Nawet nie miałam tam przyjaciół, ale to nie zmienia tego, że nie przepadam za zmianami.
-Agnieszka-zawołała nauczycielka, gdy już chciałam wychodzić z klasy.-Podejdź tutaj.
-Tak?-trochę się zdenerwowałam, dlaczego pani chce ze mną rozmawiać?
-Jakie miałaś oceny w tamtym semestrze?
Odetchnęłam z ulgą, najbardziej bałam się tego, że zauważyła iż nie uważałam na lekcji.
-Mam kartkę z ocenami, proszę pani-wyjęłam papier i jej podałam.
Pani Carter
-Dziękuje-pani Carter posłała mi uprzejme spojrzenie.-Oczywiście wiesz, że jestem twoją opiekunką w szkole i jeśli coś będzie się działo to proszę cię...-zrobiła pauzę.-Przyjdź z tym do mnie.
-Oczywiście, do widzenia-wyszłam z klasy i zobaczyłam na planie, że teraz muszę przejść na parter do klasy pani Collins na matematykę.-Przepraszam-wpadłam na kogoś.
-Ja też przepraszam, nie zauważyłem cię-posłał mi uśmiech.-Jestem Michael-podał mi swoją dłoń, którą uścisnęłam.
-A ja Agnieszka,miło mi-odwzajemniłam uśmiech.
-Mógłbym się założyć, że jesteś Diana, pasuje do ciebie to imię-powiedział.-Mogę mówić do ciebie Diana?
-Co?-spytałam, niedowierzająco.-Żartujesz sobie teraz?
-Nie,mówię serio.
Dopiero teraz zauważyłam, że ma włosy czarne, z zielonymi pasemkami i ciemne, wręcz czarne oczy, mleczny odcień skóry oraz był ode mnie tylko trochę wyższy.
-Jasne-wyminęłam go i ruszyłam przed siebie.
-Cześć-krzyknął za mną, ale ja mu tylko pomachałam ręką.
Lekcje miła bardzo szybko i, o dziwo nikt mnie nie zaczepił, wręcz mnie unikali. Mój spokój został przerwany dopiero podczas obiadu, gdy przysiadł się do mnie Michael razem ze swoimi dwoma kolegami. Jeden z nich miał ładne kości policzkowe, jasnobrązowe włosy i w tym samym kolorze oczy, co ja. Drugi miał ciemną karnacje, brązowe oczy i włosy, ale wyróżniał go kolczyk w prawej brwi.
-Diana, to jest Calum-wskazał na „kolegę numer dwa”, a następnie na „kolegę numer jeden”.-A to Ashton.
Przywitałam się cicho i grzebałam dalej w sałatce greckiej, którą przed chwilą kupiłam. Oni zaś zachowywali się głośno, śmiejąc się i robiąc różne zabawne rzeczy.
 -O patrzcie idzie Luke-czarnowłosy skinął głową na chłopaka.
Gdy tylko go zobaczyła, rozpoznałam w nim Luke, który miał mnie oprowadzić po szkole. Czym prędzej zerwałam się z miejsca i pobiegłam do łazienki.
Skoro to są jego przyjaciele, to już wiem, że nawet nie mogę myśleć o znajomości z nimi. Dlaczego się tak zachowuje? Sama nie wiem...po tym co mi powiedział czuję, że mam ochotę zwymiotować. Na dodatek wszystkie dziewczyny „pożerają” tą czwórkę wzrokiem, a na mnie patrzą z taką nienawiścią, że mam dreszcze. Najwidoczniej to jakaś szkolna elita, albo Bój jeden wie co.
Gdy szłam na ostatnią lekcje uczniowie po prostu wytykali mnie, bezwstydnie palcami. To było dziwne uczucie. Nawet nie wiem o co chodzi. Dlaczego nikt mnie nie oświeci? Nikt nic nie powie?
Co takiego zrobiłam? Czym się naraziłam?
Gdy weszłam do domu, tak jak się spodziewałam, Michała nie było. Powoli szłam przez korytarz tego skromnego mieszkania i rozpakowywałam rzeczy. Na szczęście niczego z Polski nie zapomnieliśmy...chyba.
Pod wieczór zrobiłam zadania, kolacje dla brata, umyłam naczynia i przebrana w pidżamę poszłam spać.
Biegnę przez korytarz w szkole, nie wiem przed czym uciekam, ale to wzbudza we mnie lęk. Boję się. Gdy nagle ktoś łapie mnie za ramiona i ciągnie w tył...
Budzę się cała zlana potem i wyspana jak nigdy. Z kuchni słyszę szmery co znaczy, że Michał wrócił. Jednak już po chwili cichną, a światło gaśnie. Postanowiłam, że nie będę już mu przeszkadzać, na pewno jest zmęczony po całym dniu pracy. Włączyłam laptopa i zaczęłam oglądać jakiś film. Już nie zasnę, a do szkoły muszę wstać za dwie godziny. Idealnie żeby skończyć i się spakować. 
 
-”...ale przecież nie każdą obietnicę można dotrzymać...”-zalana łzami słuchałam tego co mówi główny bohater. Ten film był wzruszający i długo o nim nie zapomnę...szkoda, że druga część jeszcze nie jest dostępna...ale przecież ja muszę iść na lekcje!
Zerwałam się z łóżka, patrząc na zegarek...za pół godziny zaczyna się fizyka. Nie wiem czy zdążę.
-Dlaczego ja nigdy nie mogę wcześniej zająć się organizacją? -warknęłam sama do siebie, ubierając jakąś bluzę i spodnie.
-Hej mała-jak zwykle mój brat przywitał się ze mną w kuchni.-Tam masz śniadanie, a tam-wskazał na szafkę.-Pieniądze na busa.
-Dziękuje-pocałowałam go w policzek i spakowałam rzeczy. Chwilę później zakładałam już buty, a w słuchawkach rozbrzmiewała piosenka Eminema „Survival”, którą cicho nuciłam.
Pod placówką oświatową byli jeszcze uczniowie, co oznacza, że nie do końca się się spóźniłam.
-Witaj Diana-głos Michael'a za moimi plecami bardzo mnie zaskoczył i ze strachu podskoczyłam.
-Hej-obróciłam się i znowu miałam ochotę uciec.
Oprócz niego była jeszcze pozostała trójka, do Calum'a i Ashton'a nic nie mam. Tylko i wyłącznie do Luke'a. Zostawił mnie na pastwę losu pierwszego dnia i jeszcze był chamski. Nienawidzę chamskich ludzi.
-Możemy pogadać?-spytał przez zaciśnięte zęby.
-Nie-obróciłam się chciałam odejść.
-Diana-jego ton głosu był chłodny, dla wszystkich jest taki?-Jak nie z samowolki to ok-przerzucił sobie mnie przez ramię i poszedł w nieznane mi miejsce.-A teraz słuchaj-wreszcie mnie postawił. Oni tylko stali za nim, nic nie mówiąc.-Musiałaś z tym od razu lecieć do pani? Nie wiesz, że tutaj nie lubimy kapusiów?
-Nigdzie nie poszłam!-broniłam się.-To ona się mnie spytała. A ja nigdy nie kłamię.
-Właśnie złamałaś własne zasady-popchnął mnie na ścianę.
Przeszedł mnie okropny ból i miałam przed oczami mroczki. Nie ukrywam, że nie jest to najmilsze uczucie.
-Już ma dość-chyba Ashton próbował mi pomóc.-Chyba nie chcesz żeby zniszczyła nasz wizerunek?-te słowa chyba go przekonały, bo wreszcie mnie zostawili.
Przez cały dzień bolały mnie plecy i ramię. Najwidoczniej uderzył mną bardzo mocno.
-Weź zostaw Luke'a w spokoju-podczas długiej przerwy dosiadły się do mnie jakieś dwie dziewczyny.
-Co tym razem?-wywróciłam oczami, pijąc kawę.

-Co ty sobie wyobrażasz? Że jesteś nowa i możesz sobie podrywać Ash'a, Cal'a, Mike'a i Luke'a?-odezwała się ta druga.
-Nie rozumiem was-uniosłam brwi do góry i zrezygnowana położyłam widelec obok talerza. Nie mam teraz w ogóle apetytu.
-Nie udawaj, że nie wiesz kim oni są-prychnęła ta pierwsza, blondynka.
-Oświeć mnie, na serio nie wiem.
 Obie uniosły oczy do nieba i odeszły, jest mi to bardzo na rękę. Po chwili obok mnie przeszli oni. Nawet nie spojrzeli w moją stronę. To dobrze. Teraz wolę zostać sama.
 Do następnej lekcji już wszyscy słyszeli o mojej rozmowie z tymi natapirowanymi dziewczynami.
 -Dzień dobry, moi drodzy dzisiaj zajmiemy się omówieniem lektury,którą zadałam wam miesiąc temu,oczywiście ty Agnieszka-popatrzyła na mnie, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemie, Nie dość, że nikt mnie tutaj nie lubi to jeszcze nauczycielka traktuje mnie ulgowo.-Masz dwa dni na przeczytanie książki, a teraz wyciągnijcie karteczki...
 To był jeden z najbardziej męczących dni jakie przeżyłam. Po języku angielskim miałam jeszcze wychowanie fizyczne i Wiedze o regionie. Podczas ćwiczeń skręciłam sobie kostkę, więc do bólu kręgosłupa dochodzi ten. Wróciłam do domu kuśtykając i nie mogąc się zgiąć. Jeśli do jutra nie przejdzie to pojadę do szpitala. Tylko co ja powiem? "Dzień dobry, taki chłopak rzucił mną o ścianę i pewnie pani nie uwierzy, ale był to Luke Hemmings, ten popularny i przerażający mnie chłopak, a kostkę sobie skręciłam, bo jedna z osób, które mnie nie lubią podstawiła mi nogę"?. Nikt w to nie uwierzy, a na pewno muszę być miła dla osób w szpitalu. Nie jeden raz jeszcze tam trafie.
Moje życie w Londynie stanie się...nudne, ale nie wiem co bym mogła zrobić żeby złamać monotonię. Cały czas tylko mówię sama do siebie, idę do szkoły, narzekam, wracam do domu, uczę się i idę spać. Co prawda trwa to dopiero dwa dni, ale nie chce żeby tak było zawsze! Muszę gdzieś wyjść.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Ubrałam tylko trampki i zmierzałam to bliżej nieokreślonego mi miejsca, którym okazały się po prostu ulicę Londynu. Gdybym wiedziała co gdzie się tutaj znajduję to wybrałabym park, ale opuszczone uliczki też mogą być. „Manetrie Street"taki szyld wisiał nad księgarnią. Muszę kiedyś tam przyjść. Kolejne tabliczki, które muszę zapamiętać „Soho Street", „Sutton Row"...zaczęło się ściemniać, ale ignorując to, szłam dalej. 
 -...a teraz posłuchaj uważnie-dobiegł mnie czyjś głos.-Miałeś czas, aż za dużo, ale zmarnowałeś go.
 -Dajcie mi jeszcze tydzień! Proszę!-wyjrzałam zza ściany.
 To nie jest możliwe...jakiś mężczyzna leżał prawie nieprzytomny na ziemi, a nad nim stała czwórka innych osób. Ja to mam talent do pojawiania w niewłaściwych miejscach o niewłaściwej porze.
 -Jak już mówiłem, miałeś już swój czas, teraz wybieraj. Ty albo twoi bliscy-rozpoznaje ten głos...to nie jest możliwe.
 Zaczęłam się cofać, czego przyczyną było wpadnięcie. Strach mnie nagle obleciał. Nie mogłam się ruszyć i jeszcze ktoś podchodził. Usłyszałam strzał i więcej kroków. Zaklnęłam cicho i chciałam uciec, ale ktoś chwycił mnie w tali.
 -Diana?-to na prawdę byli oni.-Co ty tutaj do cholery robisz?!-krzyknął.
 -Weźcie ją-rozkazał Ashton.-Nie możemy jej teraz zostawić. 
 Ten z najciemniejszą karnacją, którego imienia zapomniała, przerzucił sobie mnie przez ramię i niósł.
 -Puść mnie!-szarpałam się.-Głuchy jesteś?!-zaczęłam go bić, ale nie reagował.
 -Odpuść sobie-warknął na mnie Luke.
 -Nie odzywaj się do mnie.
 Zostałam chamsko wrzucona do auta. Obok mnie usiadł blondyn i Mike. Tego pierwszego nienawidzę, a ten drugi...jako jedyny jest dla mnie miły, na tyle na ile może być. Dojechaliśmy na ulicę "Victoria Street" gdzie wysiedliśmy i weszliśmy do dużego budynku z szkła. Gdyby nie było tak ciemno to policzyłabym piętra, ale jest za ciemno na to. 
 -Co mamy z tobą zrobić?-spytał Michael, gdy już usiedliśmy w ich kuchni.
 Mieszkanie jest ogromne, pełne rzeczy, których nie umiem nazwać. Można nawet powiedzieć, że za duże jak na tylko czwórkę chłopaków. Z tego co zauważyłam ma pięć sypialni. Czy ktoś jeszcze z nimi mieszka?Jakaś dziewczyna?
 -Możecie mnie zabić-zaproponowałam.
 -Nie możemy-odpowiedział mi Ash.-To dziwne, ale jeden z nas objął cię ochroną, dzięki czemu jesteś nietykalna-wszyscy skierowali wzrok na Luke'a.
 -Że niby on?-zakpiłam.-Nawet mnie nie lubi.
 Blondyn wstał szybo z krzesła i pociągnął mnie za rękę do jednego z wcześniej wymienionych pokoi. I po raz kolejny popchnął na ścianę, to jest jakaś jego ulubiona forma znęcania się?
 -Nie mów tak, nigdy-przybliżył się do mnie.
 -Mam już nigdy nie mówić prawdy?-chciałam się uwolnić od jego uścisku.
 Jego ręce mocno ściskały moje, co sprawiało mi okropny ból. Jego ciało jest zdecydowanie za blisko mojego.
 -To nie jest prawda, że cię nie lubię-czuje jego męskie perfumy.
Mógłby się odsunąć.
 -To jakoś dziwnie to okazujesz, bo wiesz jak ktoś mnie...
 Przestałam mówić, gdy poczułam jak jego usta stykają się z moim, łącząc je w namiętnym pocałunku. Nie wiem dlaczego pozwoliłam na to. Tyle razy już zostałam zraniona...dlaczego
pozwalam sobie na tak głupią rzecz?
 -Nie powinniśmy...-zaczęłam, ale znowu mi przerwał pocałunkiem.
 -Ale to robimy-zaśmiał się.
 Dziwnę, że jeszcze godzinę temu mówiłam jak bardzo go nienawidzę, a teraz się całujemy. W końcu...Miłość nie wybiera, wybiera nienawiść.
 -Wiesz może jednak nie jesteś aż taki zły...-mruknęłam.-Oprócz tego, że na moich oczach zabiłeś człowieka...
-Skończyliście już?-do pomieszczenia wszedł, jakby nigdy nic, wszedł Irwin.
Dziwnę, że zapamiętałam ich nazwiska mimo iż słyszałam je tylko raz.
Odskoczyłam od chłopaka, zawstydzona. Mimo, że chciałam się odsunąć, on objął mnie w tali i przyciągnął do siebie.
-Dobrze, że wtedy tam przyszłaś, bo on by nie przestał o tobie mówić, bla, bla, bla. Jaka to jesteś głupia, że go nie lubisz i jak bardzo mu się...-mówił, a ja śmiałam się cicho.
-Zamknij się-zmroził przyjaciela wzrokiem.
-A ty mnie puść-szepnęłam i uderzyłam mu w żebro, które trochę chrupnęło.
Jęknął i chwycił się za to miejsce. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że teraz byłam wolna. Pobiegłam do drzwi. Zamknięte.
-Wybierasz się gdzieś?-Ten Którego Imienia Nie Umiem Zapamiętać oparł się o framugę drzwi i patrzył na mnie z politowaniem.
-Macie zamiar mnie tutaj więzić?-usiadłam zrezygnowana na podłodze.
-Nie, oni po prostu chcą wiedzieć czy komuś coś powiesz, a no i jeszcze podobasz się Luke'owi. Ale to pewnie wiesz.
-Trudno było przeoczyć-schowałam twarz w dłoniach.
-Zrobimy tak, ty będziesz pytać, ja odpowiadać-zaproponował, siadając obok mnie.
-Ok...Co zrobiliście z ciałem?-spytałam o pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy.
-Zawieźliśmy do znajomych-wziął głęboki oddech.-Skąd jesteś?
-Z Polski. Będę mogła wrócić do brata?-bałam się tego pytania.
-Teraz już nie możesz. Gdzie jest Luke?
-Złamałam mu żebro i jest z tym...wiesz kim. Dlaczego?
-Bo widziałaś coś czego nie powinnaś. Jak to złamałaś mu żebro?-wybuchł śmiechem.
-Nie chciał mnie puścić. Będę chodzić do szkoły?
-Tak, z nami...
Graliśmy w tą grę jeszcze przez chwilę, puki nie przyszła pozostała trójka. Moja ofiara miała zniesmaczoną minę, a reszta cicho chichotała.
-Przepraszam-wstałam z pomocą, jak się dowiedziałam, Calum'a.-Nie powinnam cię tak mocno walnąć.
-Spoko, ale masz bardzo mocny cios.
-Dziękuje.
Pod wieczór, gdy już siedziałam w swoim obecnie nowym pokoju przyszedł Luke. Gdyby nie to, że wtedy rozmawiałam z Cal'em, pewnie teraz nie zaakceptowałabym swojego losu. Ale najwidoczniej tak ma być. Muszę mieszkać z nimi i zostawić brata, któremu powiedziałam, że będę mieszkać z przyjaciółką, która potrzebuje mojej pomocy. Nie mogę uwierzyć, że w to uwierzył.
-Diana...-Hemmings usiadł na moim łóżku i spojrzał mi w oczy.
-Słucham?
-Ja chyba się zakochałem...-spuścił głowę.-I nie wiem jak jej to powiedzieć. Mogę z tobą to poćwiczyć? Pomożesz mi?
-Jasne. Zacznij.
-Podobasz mi się odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem, ale niestety jestem tchórzem i uraziłem cię. Przepraszam.
Mam dziwne przeczucie, że to nie skończy się dobrze.
-Wybaczam-posłałam mu uśmiech.
-I chciałem ci powiedzieć, że cię kocham, ale to byłoby bardzo oklepane.
-Nie jest-zachichotałam. Niem wiem od czego bierze się mój szampański nastrój.
-Kocham cię.
-Wiesz, ja ciebie też-moje policzki stały się czerwone.-Jesteś gotowy, możesz jej to powiedzieć-przygryzłam wargę, patrząc na jego kolczyka w wardze.
-Już powiedziałem-przybliżył się.-Chodziło o ciebie.
Po raz kolejny poczułam słodki smak jego ust.
___________________________________
Żeby nie było to jest praca na konkurs xD
Sama nie wiem czy to jest jakoś specjalnie fajne...
Tematyka o wszyskim, długość też dowolna ;___;
Dziękuje za dwa komentarze :)
Teraz...dacie razy 3? :D
Główni bohaterowie to Lucy Hale i Luke Hemmings (ale ciiii )
 Wiem, ze ostatnio bardzo długie pisze te imaginy, ale mam wene xD
Do następnego xx
Enjoy :)

3 komentarze:

  1. Przecudowny *.* Już nie mogę się doczekać nn :))

    OdpowiedzUsuń
  2. f a j n y :D dziekuje za dedytke i czuje, ze nie dlugo zloze u cb zamowinie ;D szybciutko dodawaj nastepny :*/Ania

    OdpowiedzUsuń