Dla Ani, dziękuje za twoje komentarze :) x
Dlaczego młodsi nigdy nie są pytani o zdanie? Dlaczego wszystko
się robi bez ich wiedzy? A gdy protestują to się ich ignoruje?
Czemu mój brat nie może zrozumieć, że nie chce się wyprowadzać?
Że wole zostać w Polsce? Że nie chce zostawiać szkoły?
Wspomnień?
-Aga, jesteś gotowa?-o wilku mowa.
|
Agnieszka Czarnow |
-Tak, już idę-wzięłam do ręki torbę i zeszłam powoli na
dół.-Ała-jęknęłam, uderzając się przez przypadek w kostkę.
-Ciebie to nawet na chwilę nie można zostawić samą, bo od razu
sobie coś robisz-Michał śmiał się ze mnie.-Pomóc ci?-zapytał.
-Tak-rzuciłam mu torbę pod nogi.-Plus jeszcze jedna jest na
górze.
-Powinnaś się cieszyć, że mnie masz-poszedł na piętro.
-Jakoś nie podzielam twojej radości-mruknęłam sama do
siebie.-Michał...nie mogę zostać tutaj? Po co ci ja tam
jestem?-podjęłam znowu ten temat.
- Jesteś niepełnoletnia i rodzice nie byliby zadowoleni, gdyby
się dowiedzieli, że ich mała Agusia zostaje sama.
-Nie jestem mała!-protestowałam.-Tylko ty wyższy!
|
Michał |
-No wiem, ale młoda...nie obrażaj się na mnie. Wiesz dobrze, że
robię to dla naszego dobra-przytulił mnie delikatnie.-W Londynie
znalazłem na prawdę dobrze opłacaną pracę i mieszkanie...
-Wiem braciszku, ale mogłeś mnie przynajmniej spytać o
zdanie-spojrzałam w jego brązowe oczy.
-Kocham cię, siostra-pocałował mnie w skroń.
-Ja ciebie też, brat.
Droga mijała mi bardzo wolno, a na dodatek zasnęłam w samolocie
i śniły mi się koszmary, skutkiem tego było to, że zaczęłam
mówić przez sen, a jedna z stewardess poprosiła mnie żebym była
ciszej, dzięki czemu moje policki stały się czerwone. Michał
znowu miał powód do śmiechu.
Na miejscu byliśmy po około dwóch godzinach z czego połowę
przyglądałam się swojemu bratu.
Muszę przyznać, że jest na prawdę przystojny. Jego włosy-tak
jak moje- w kolorze kasztanowym opadały mu na twarz, brązowe oczy
były w trochę innym, ciemniejszym odcieniu niż włosy, co bardzo
kontrastowało z jego jasną cerą. Byliśmy do siebie nawet podobni,
wyjątkiem było to, że on mierzy około metra dziewięćdziesiąt,
a ja...nie należałam do najwyższych.
Odprawa minęła bez zbędnych problemów, a ja miałam ochotę
zasnąć, opierając się o ramie brązowookiego. Spod lotniska
jechaliśmy taksówką do mieszkania.
-Młoda, a ty ogólnie to wiesz gdzie będziemy mieszkać?-spytał
brunet, gdy płacił panu za przejazd.
-Mówiłeś coś o Charing
Cross Road, ale nie jestem pewna-zamknęłam oczy.
-Jednak mnie
słuchasz-wziął nasze bagaże, bo staliśmy na środku zatłoczonego
chodnika, wszedł do wielkiej kamienicy i do kogoś zadzwonił.
Co prawda mówię płynnie
po angielsku i gdybym mogła to dowiedziała się o czym rozmawia,
ale wolałam nie podsłuchiwać. Za to stałam na klatce schodowej i
czekałam aż Michał wyłączy telefon.
-Mamy numer 15-oznajmił
i wszedł na pierwszy stopień.-Idziesz?-obrócił się do mnie.
-Tak, tak...przepraszam
trochę się zagapiłam-wzięłam do ręki kufer i ruszyłam za
przyjacielem.
Mieszkanie nie było
duże, idealne żeby pomieścić naszą dwójkę i kilka rzeczy.
Nawet mi się podobało,było w moim stylu-nieduże, skromne i ładnie
urządzone. Najlepsze są meble i ściany w kolorze białym.
-I jak?- stanął obok
mnie.-Niedaleko jest szkoła, park i sklep handlowy-wziął głęboki
oddech.-Bo wiesz nie mogłem na obecną chwilę nic innego znaleźć...
-Michał...
-...więc jak ci się nie
podoba, to wiesz...
-Podoba mi
się-oznajmiłam.
-...możemy
później...czekaj, co?-obrócił się do mnie zaskoczony.
-Jest cudowne, dobrze, że
kupiłeś właśnie to-rzuciłam się mu na szyje.
-Nawet nie wiesz jak mi
ulżyło-wypuścił powietrze z płuc.-Nie wiem co bym zrobił gdyby
ci się nie podobało, a wiesz ja to raczej nie mam...
-Powiedziałam, że mi
się podoba, więc przestań tyle mówić-ziewnęłam.-A teraz
wybacz, ale muszę się zdrzemnąć. Dobranoc-wyszłam z
pomieszczenia, ale nagle zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie
jest moja sypialnia.-Michał!-krzyknęłam...
-W prawo, drzwi po
prawej!-odkrzyknął zanim zdążyłam zapytać.
-Dzięki! -udałam się w
kierunku mojego pokoju, gdy tam weszłam nawet się nie oglądałam
tylko od razu upadłam na łóżko. Chwilę później pochłonęłam
mnie kraina Morfeusza.
-Młoda-jak przez szkło
słyszałam głos mojego braciszka.-Wstawaj-szarpnął mnie za
ramię.-Dzisiaj musisz iść do szkoły-ściągnął ze mnie pościel.
-Wyjdź-zakryłam głowę
poduszką.
Dopiero co położyłam
się spać, jak to możliwe, że jest już ranek?
-Musisz, zaczyna się
nowy semestr i chyba nie chcesz zaspać?-po tych słowach wyszedł.
-No tak! Bo przecież
dojść do nowej szkoły w środku roku to spełnienie
marzeń-krzyknęłam za nim.
Spojrzałam na
zegarek...za pół godziny będzie siódma. Powoli wstałam i poszłam
do łazienki, wykonując podstawowe czynności. Potem przechodząc
przez korytarz potknęłam się kilka razy o rzeczy, których nie
zauważyłam. Gdy już byłam w kuchni życie przeleciało mi przed
oczami dwa razy i doszłam, że oprócz tego, że rodzice wyjechali i
nie wrócili to nic takiego się w nim nie działo.
-Hej-usiadłam na krześle
i zaczęłam jeść naleśniki, które mi przygotowano, a mokre włosy
opadały mi przez ramiona, przez co zadrżałam z zimna.
-Zawiozę cię do szkoły,
a ty musisz iść prosto do pani Dyrektor i powiesz jej kim jesteś,
a ona ci powie gdzie masz iść-wytłumaczył mi.
-Rozumiem-wyszłam i
wzięłam z jakiegoś pudełka ubrania, torbę oraz książki.
Ubrana w długie spodnie,
koszulkę w kwiatki, bluzę i trochę zdarte trampki wyszłam z
kamienicy i wsiadłam do auta Michała.
-Możesz się chociaż
wysilić na sztuczny uśmiech dla mnie i szkoły?-poprosił.
-Mogę-na mojej twarzy
ukazał się banan, który chwilę później zniknął tak szybko jak
się pojawił.-Dasz mi pieniądze na busa?
-Tak-podał mi portfel, z
którego wyciągłam dziesięć funtów i oddałam go.-Miłego
dnia-zatrzymał się przed budynkiem, który był cztery razy większy
niż nasza kamienica.-Jejku-otworzyłam szerzej oczy.
Przez chwilę błądziłam
po korytarzu, zwracając na siebie uwagę innych. Gdy w końcu
dotarłam pod gabinet, to jestem pewna, że cała szkoła się już o
mnie dowiedziała. Powoli zapukałam do drzwi i gdy usłyszałam
"Proszę" weszłam tam.
Za biurkiem siedziała
kobieta po czterdziestce, o blond włosach i zmarszczkach mimicznych,
które o dziwo dodawały jej urody. Nie była sama. Na przeciwko niej
siedział chłopak, na oko rok starszy ode mnie, z blond włosami i
tęczówkami, wpatrującymi się we mnie intensywnie, o kolorze
nieba. Miał delikatnie opaloną skórę i był ubrany jak typowy
chłopak, czyli w jeansy i bluzkę.
-Dzień dobry-podeszłam
krok bliżej.-Jestem Agnieszka Czarnow i jestem nową
uczennicą-powiedziałam to w języku angielskim. Teraz tylko nim
będę się porozumiewać.
-Ah, tak-pani Dyrektor
odkaszlnęła.-Luke, zaraz wrócimy do naszej rozmowy-zwróciła się
do chłopaka.-Ale zostań jeszcze na chwilę-podeszła do szafki i
wyciągła z niej papiery.-A więc, Agnieszko...-zaczęła je
przeglądać.-Tutaj jest twój plan lekcji, szkoły i Luke ma cię
dopilnować abyś dotarła bezpieczna do klasy-kobita podała mi
kartki.
-Co?!-krzyknął, a ja
wystraszona odskoczyłam trochę do tyłu.
|
Luke |
- To będzie twoja kara,
nie możesz tego nie zrobić. Koniec tematu. Do widzenia-pokazała
gestem ręki żebyśmy wyszli, co szybko uczyniliśmy.
-Teraz posłuchaj
uważnie-niebieskooki spojrzał na mnie, a w jego oczach widzę
niechęć do mnie.-Ja ci nie pomogę, radź sobie sama, ale jak ktoś
spyta to zrobiłem co mi kazała i nic więcej-odszedł.
Patrzyłam jeszcze przez
chwilę na odchodzącą sylwetkę chłopaka i w końcu zaczęłam
szukać w planach gdzie zaczynam lekcję. Gdybym nie była taka
nieśmiała to zapytałabym kogokolwiek gdzie mam iść, ale jednak
wolałam nie.
-Yy...-wpadłam spóźniona
do klasy.-Dzień dobry, ja jestem nowa i nie mogłam znaleźć
klasy...
-Rozumiem, jestem pani Jules
Carter-przywitała się kobieta.- Ale czy nie miał cię ktoś
oprowadzić?-nauczycielka zmarszczyła zdziwiona brwi.
-Tak, ale...- szepnęłam,
nie wiedząc co powiedzieć.
Nie chce mówić o tym
chłopaku, żeby miał potem przeze mnie problemy. To ostatnia rzecz
jakiej mi teraz potrzeba.
-Kto?-była zdenerwowana.
-Nie wiem jak się
nazywa, ale wydaje mi się, że na imię ma Luke...-usiadłam powoli.
Kobieta nic nie
powiedziała, tylko rozpoczęła lekcję. Ponieważ była to
najnudniejsza lekcja na jakiej byłam, myślałam o tym mojej dawnej
szkole. Nie do wiary, że jeszcze miesiąc temu nigdy bym nawet nie
pomyślała, że mogę opuścić Kraków, i szkołę. Nie byłam
jakoś specjalnie popularna. Ba! Nawet nie miałam tam przyjaciół,
ale to nie zmienia tego, że nie przepadam za zmianami.
-Agnieszka-zawołała nauczycielka, gdy
już chciałam wychodzić z klasy.-Podejdź tutaj.
-Tak?-trochę się zdenerwowałam,
dlaczego pani chce ze mną rozmawiać?
-Jakie miałaś oceny w tamtym
semestrze?
Odetchnęłam z ulgą, najbardziej
bałam się tego, że zauważyła iż nie uważałam na lekcji.
-Mam kartkę z ocenami, proszę
pani-wyjęłam papier i jej podałam.
|
Pani Carter |
-Dziękuje-pani Carter posłała mi
uprzejme spojrzenie.-Oczywiście wiesz, że jestem twoją opiekunką
w szkole i jeśli coś będzie się działo to proszę cię...-zrobiła
pauzę.-Przyjdź z tym do mnie.
-Oczywiście, do widzenia-wyszłam z
klasy i zobaczyłam na planie, że teraz muszę przejść na parter
do klasy pani Collins na matematykę.-Przepraszam-wpadłam na kogoś.
-Ja też przepraszam, nie zauważyłem
cię-posłał mi uśmiech.-Jestem Michael-podał mi swoją dłoń,
którą uścisnęłam.
-A ja Agnieszka,miło mi-odwzajemniłam
uśmiech.
-Mógłbym się założyć, że jesteś
Diana, pasuje do ciebie to imię-powiedział.-Mogę mówić do ciebie
Diana?
-Co?-spytałam,
niedowierzająco.-Żartujesz sobie teraz?
Dopiero teraz zauważyłam, że ma
włosy czarne, z zielonymi pasemkami i ciemne, wręcz czarne oczy,
mleczny odcień skóry oraz był ode mnie tylko trochę wyższy.
-Jasne-wyminęłam go i ruszyłam przed
siebie.
-Cześć-krzyknął za mną, ale ja mu
tylko pomachałam ręką.
Lekcje miła bardzo szybko i, o dziwo
nikt mnie nie zaczepił, wręcz mnie unikali. Mój spokój został
przerwany dopiero podczas obiadu, gdy przysiadł się do mnie Michael
razem ze swoimi dwoma kolegami. Jeden z nich miał ładne kości
policzkowe, jasnobrązowe włosy i w tym samym kolorze oczy, co ja.
Drugi miał ciemną karnacje, brązowe oczy i włosy, ale wyróżniał
go kolczyk w prawej brwi.
-Diana, to jest Calum-wskazał na
„kolegę numer dwa”, a następnie na „kolegę numer jeden”.-A
to Ashton.
Przywitałam się cicho i grzebałam
dalej w sałatce greckiej, którą przed chwilą kupiłam. Oni zaś
zachowywali się głośno, śmiejąc się i robiąc różne zabawne
rzeczy.
-O patrzcie idzie Luke-czarnowłosy
skinął głową na chłopaka.
Gdy tylko go zobaczyła, rozpoznałam w
nim Luke, który miał mnie oprowadzić po szkole. Czym prędzej
zerwałam się z miejsca i pobiegłam do łazienki.
Skoro to są jego przyjaciele, to już
wiem, że nawet nie mogę myśleć o znajomości z nimi. Dlaczego się
tak zachowuje? Sama nie wiem...po tym co mi powiedział czuję, że
mam ochotę zwymiotować. Na dodatek wszystkie dziewczyny „pożerają”
tą czwórkę wzrokiem, a na mnie patrzą z taką nienawiścią, że
mam dreszcze. Najwidoczniej to jakaś szkolna elita, albo Bój jeden
wie co.
Gdy szłam na ostatnią lekcje
uczniowie po prostu wytykali mnie, bezwstydnie palcami. To było
dziwne uczucie. Nawet nie wiem o co chodzi. Dlaczego nikt mnie nie
oświeci? Nikt nic nie powie?
Co takiego zrobiłam? Czym się
naraziłam?
Gdy weszłam do domu, tak jak się
spodziewałam, Michała nie było. Powoli szłam przez korytarz tego
skromnego mieszkania i rozpakowywałam rzeczy. Na szczęście niczego
z Polski nie zapomnieliśmy...chyba.
Pod wieczór zrobiłam zadania, kolacje
dla brata, umyłam naczynia i przebrana w pidżamę poszłam spać.
Biegnę przez korytarz w szkole, nie
wiem przed czym uciekam, ale to wzbudza we mnie lęk. Boję się. Gdy
nagle ktoś łapie mnie za ramiona i ciągnie w tył...
Budzę się cała zlana potem i wyspana
jak nigdy. Z kuchni słyszę szmery co znaczy, że Michał wrócił.
Jednak już po chwili cichną, a światło gaśnie. Postanowiłam, że
nie będę już mu przeszkadzać, na pewno jest zmęczony po całym
dniu pracy. Włączyłam laptopa i zaczęłam oglądać jakiś film.
Już nie zasnę, a do szkoły muszę wstać za dwie godziny. Idealnie
żeby skończyć i się spakować.
-”...ale przecież nie każdą
obietnicę można dotrzymać...”-zalana łzami słuchałam tego co
mówi główny bohater. Ten film był wzruszający i długo o nim nie
zapomnę...szkoda, że druga część jeszcze nie jest dostępna...ale
przecież ja muszę iść na lekcje!
Zerwałam się z łóżka, patrząc na
zegarek...za pół godziny zaczyna się fizyka. Nie wiem czy zdążę.
-Dlaczego ja nigdy nie mogę wcześniej
zająć się organizacją? -warknęłam sama do siebie, ubierając
jakąś bluzę i spodnie.
-Hej mała-jak zwykle mój brat
przywitał się ze mną w kuchni.-Tam masz śniadanie, a tam-wskazał
na szafkę.-Pieniądze na busa.
-Dziękuje-pocałowałam go w policzek
i spakowałam rzeczy. Chwilę później zakładałam już buty, a w
słuchawkach rozbrzmiewała piosenka Eminema „Survival”, którą
cicho nuciłam.
Pod placówką oświatową byli jeszcze
uczniowie, co oznacza, że nie do końca się się spóźniłam.
-Witaj Diana-głos Michael'a za moimi
plecami bardzo mnie zaskoczył i ze strachu podskoczyłam.
-Hej-obróciłam się i znowu miałam
ochotę uciec.
Oprócz niego była jeszcze pozostała
trójka, do Calum'a i Ashton'a nic nie mam. Tylko i wyłącznie do
Luke'a. Zostawił mnie na pastwę losu pierwszego dnia i jeszcze był
chamski. Nienawidzę chamskich ludzi.
-Możemy pogadać?-spytał przez
zaciśnięte zęby.
-Nie-obróciłam się chciałam odejść.
-Diana-jego ton głosu był chłodny,
dla wszystkich jest taki?-Jak nie z samowolki to ok-przerzucił sobie
mnie przez ramię i poszedł w nieznane mi miejsce.-A teraz
słuchaj-wreszcie mnie postawił. Oni tylko stali za nim, nic nie
mówiąc.-Musiałaś z tym od razu lecieć do pani? Nie wiesz, że
tutaj nie lubimy kapusiów?
-Nigdzie nie poszłam!-broniłam
się.-To ona się mnie spytała. A ja nigdy nie kłamię.
-Właśnie złamałaś własne
zasady-popchnął mnie na ścianę.
Przeszedł mnie okropny ból i miałam
przed oczami mroczki. Nie ukrywam, że nie jest to najmilsze uczucie.
-Już ma dość-chyba Ashton próbował
mi pomóc.-Chyba nie chcesz żeby zniszczyła nasz wizerunek?-te
słowa chyba go przekonały, bo wreszcie mnie zostawili.
Przez cały dzień bolały mnie plecy i
ramię. Najwidoczniej uderzył mną bardzo mocno.
-Weź zostaw Luke'a w spokoju-podczas
długiej przerwy dosiadły się do mnie jakieś dwie dziewczyny.
-Co tym razem?-wywróciłam oczami, pijąc kawę.
-Co ty sobie wyobrażasz? Że jesteś
nowa i możesz sobie podrywać Ash'a, Cal'a, Mike'a i
Luke'a?-odezwała się ta druga.
-Nie rozumiem was-uniosłam brwi do
góry i zrezygnowana położyłam widelec obok talerza. Nie mam teraz
w ogóle apetytu.
-Nie udawaj, że nie wiesz kim oni
są-prychnęła ta pierwsza, blondynka.
-Oświeć mnie, na serio nie wiem.
Obie uniosły oczy do nieba i
odeszły, jest mi to bardzo na rękę. Po chwili obok mnie przeszli
oni. Nawet nie spojrzeli w moją stronę. To dobrze. Teraz wolę
zostać sama.
Do następnej lekcji już wszyscy
słyszeli o mojej rozmowie z tymi natapirowanymi dziewczynami.
-Dzień dobry, moi drodzy dzisiaj
zajmiemy się omówieniem lektury,którą zadałam wam miesiąc
temu,oczywiście ty Agnieszka-popatrzyła na mnie, a ja miałam
ochotę zapaść się pod ziemie, Nie dość, że nikt mnie tutaj nie
lubi to jeszcze nauczycielka traktuje mnie ulgowo.-Masz dwa dni na
przeczytanie książki, a teraz wyciągnijcie karteczki...
To był jeden z najbardziej
męczących dni jakie przeżyłam. Po języku angielskim miałam
jeszcze wychowanie fizyczne i Wiedze o regionie. Podczas ćwiczeń
skręciłam sobie kostkę, więc do bólu kręgosłupa dochodzi ten.
Wróciłam do domu kuśtykając i nie mogąc się zgiąć. Jeśli do
jutra nie przejdzie to pojadę do szpitala. Tylko co ja powiem?
"Dzień dobry, taki chłopak rzucił mną o ścianę i pewnie
pani nie uwierzy, ale był to Luke Hemmings, ten popularny i
przerażający mnie chłopak, a kostkę sobie skręciłam, bo jedna z
osób, które mnie nie lubią podstawiła mi nogę"?. Nikt w to
nie uwierzy, a na pewno muszę być miła dla osób w szpitalu. Nie
jeden raz jeszcze tam trafie.
Moje życie w Londynie stanie
się...nudne, ale nie wiem co bym mogła zrobić żeby złamać
monotonię. Cały czas tylko mówię sama do siebie, idę do szkoły,
narzekam, wracam do domu, uczę się i idę spać. Co prawda trwa to
dopiero dwa dni, ale nie chce żeby tak było zawsze! Muszę gdzieś
wyjść.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Ubrałam tylko trampki i zmierzałam to bliżej nieokreślonego mi
miejsca, którym okazały się po prostu ulicę Londynu. Gdybym
wiedziała co gdzie się tutaj znajduję to wybrałabym park, ale
opuszczone uliczki też mogą być. „Manetrie Street"taki
szyld wisiał nad księgarnią. Muszę kiedyś tam przyjść. Kolejne
tabliczki, które muszę zapamiętać „Soho Street", „Sutton
Row"...zaczęło się ściemniać, ale ignorując to, szłam
dalej.
-...a teraz posłuchaj
uważnie-dobiegł mnie czyjś głos.-Miałeś czas, aż za dużo, ale
zmarnowałeś go.
-Dajcie mi jeszcze tydzień!
Proszę!-wyjrzałam zza ściany.
To nie jest możliwe...jakiś
mężczyzna leżał prawie nieprzytomny na ziemi, a nad nim stała
czwórka innych osób. Ja to mam talent do pojawiania w niewłaściwych
miejscach o niewłaściwej porze.
-Jak już mówiłem, miałeś już
swój czas, teraz wybieraj. Ty albo twoi bliscy-rozpoznaje ten
głos...to nie jest możliwe.
Zaczęłam się cofać, czego
przyczyną było wpadnięcie. Strach mnie nagle obleciał. Nie mogłam
się ruszyć i jeszcze ktoś podchodził. Usłyszałam strzał i
więcej kroków. Zaklnęłam cicho i chciałam uciec, ale ktoś
chwycił mnie w tali.
-Diana?-to na prawdę byli
oni.-Co ty tutaj do cholery robisz?!-krzyknął.
-Weźcie ją-rozkazał
Ashton.-Nie możemy jej teraz zostawić.
Ten z najciemniejszą karnacją,
którego imienia zapomniała, przerzucił sobie mnie przez ramię i
niósł.
-Puść mnie!-szarpałam
się.-Głuchy jesteś?!-zaczęłam go bić, ale nie reagował.
-Odpuść sobie-warknął na mnie
Luke.
-Nie odzywaj się do mnie.
Zostałam chamsko wrzucona do
auta. Obok mnie usiadł blondyn i Mike. Tego pierwszego nienawidzę,
a ten drugi...jako jedyny jest dla mnie miły, na tyle na ile może
być. Dojechaliśmy na ulicę "Victoria Street" gdzie
wysiedliśmy i weszliśmy do dużego budynku z szkła. Gdyby nie było
tak ciemno to policzyłabym piętra, ale jest za ciemno na to.
-Co mamy z tobą zrobić?-spytał
Michael, gdy już usiedliśmy w ich kuchni.
Mieszkanie jest ogromne, pełne
rzeczy, których nie umiem nazwać. Można nawet powiedzieć, że za
duże jak na tylko czwórkę chłopaków. Z tego co zauważyłam ma
pięć sypialni. Czy ktoś jeszcze z nimi mieszka?Jakaś dziewczyna?
-Możecie mnie
zabić-zaproponowałam.
-Nie możemy-odpowiedział mi
Ash.-To dziwne, ale jeden z nas objął cię ochroną, dzięki czemu
jesteś nietykalna-wszyscy skierowali wzrok na Luke'a.
-Że niby on?-zakpiłam.-Nawet
mnie nie lubi.
Blondyn wstał szybo z krzesła i
pociągnął mnie za rękę do jednego z wcześniej wymienionych
pokoi. I po raz kolejny popchnął na ścianę, to jest jakaś jego
ulubiona forma znęcania się?
-Nie mów tak, nigdy-przybliżył
się do mnie.
-Mam już nigdy nie mówić
prawdy?-chciałam się uwolnić od jego uścisku.
Jego ręce mocno ściskały moje,
co sprawiało mi okropny ból. Jego ciało jest zdecydowanie za
blisko mojego.
-To nie jest prawda, że cię nie
lubię-czuje jego męskie perfumy.
Mógłby się odsunąć.
-To jakoś dziwnie to okazujesz,
bo wiesz jak ktoś mnie...
Przestałam mówić, gdy poczułam
jak jego usta stykają się z moim, łącząc je w namiętnym
pocałunku. Nie wiem dlaczego pozwoliłam na to. Tyle razy już
zostałam zraniona...dlaczego
pozwalam sobie na tak głupią
rzecz?
-Nie powinniśmy...-zaczęłam,
ale znowu mi przerwał pocałunkiem.
-Ale to robimy-zaśmiał się.
Dziwnę, że jeszcze godzinę
temu mówiłam jak bardzo go nienawidzę, a teraz się całujemy. W
końcu...Miłość nie wybiera, wybiera nienawiść.
-Wiesz może jednak nie jesteś
aż taki zły...-mruknęłam.-Oprócz tego, że na moich oczach
zabiłeś człowieka...
-Skończyliście już?-do pomieszczenia
wszedł, jakby nigdy nic, wszedł Irwin.
Dziwnę, że zapamiętałam ich
nazwiska mimo iż słyszałam je tylko raz.
Odskoczyłam od chłopaka,
zawstydzona. Mimo, że chciałam się odsunąć, on objął mnie w
tali i przyciągnął do siebie.
-Dobrze, że wtedy tam przyszłaś, bo
on by nie przestał o tobie mówić, bla, bla, bla. Jaka to jesteś
głupia, że go nie lubisz i jak bardzo mu się...-mówił, a ja
śmiałam się cicho.
-Zamknij się-zmroził przyjaciela
wzrokiem.
-A ty mnie puść-szepnęłam i
uderzyłam mu w żebro, które trochę chrupnęło.
Jęknął i chwycił się za to
miejsce. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że teraz byłam wolna.
Pobiegłam do drzwi. Zamknięte.
-Wybierasz się gdzieś?-Ten Którego
Imienia Nie Umiem Zapamiętać oparł się o framugę drzwi i patrzył
na mnie z politowaniem.
-Macie zamiar mnie tutaj
więzić?-usiadłam zrezygnowana na podłodze.
-Nie, oni po prostu chcą wiedzieć
czy komuś coś powiesz, a no i jeszcze podobasz się Luke'owi. Ale
to pewnie wiesz.
-Trudno było przeoczyć-schowałam
twarz w dłoniach.
-Zrobimy tak, ty będziesz pytać, ja
odpowiadać-zaproponował, siadając obok mnie.
-Ok...Co zrobiliście z
ciałem?-spytałam o pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy.
-Zawieźliśmy do znajomych-wziął
głęboki oddech.-Skąd jesteś?
-Z Polski. Będę mogła wrócić do
brata?-bałam się tego pytania.
-Teraz już nie możesz. Gdzie jest
Luke?
-Złamałam mu żebro i jest z
tym...wiesz kim. Dlaczego?
-Bo widziałaś coś czego nie
powinnaś. Jak to złamałaś mu żebro?-wybuchł śmiechem.
-Nie chciał mnie puścić. Będę
chodzić do szkoły?
-Tak, z nami...
Graliśmy w tą grę jeszcze przez
chwilę, puki nie przyszła pozostała trójka. Moja ofiara miała
zniesmaczoną minę, a reszta cicho chichotała.
-Przepraszam-wstałam z pomocą, jak
się dowiedziałam, Calum'a.-Nie powinnam cię tak mocno walnąć.
-Spoko, ale masz bardzo mocny cios.
-Dziękuje.
Pod wieczór, gdy już siedziałam w
swoim obecnie nowym pokoju przyszedł Luke. Gdyby nie to, że wtedy
rozmawiałam z Cal'em, pewnie teraz nie zaakceptowałabym swojego
losu. Ale najwidoczniej tak ma być. Muszę mieszkać z nimi i
zostawić brata, któremu powiedziałam, że będę mieszkać z
przyjaciółką, która potrzebuje mojej pomocy. Nie mogę uwierzyć,
że w to uwierzył.
-Diana...-Hemmings usiadł na moim
łóżku i spojrzał mi w oczy.
-Ja chyba się zakochałem...-spuścił
głowę.-I nie wiem jak jej to powiedzieć. Mogę z tobą to
poćwiczyć? Pomożesz mi?
-Jasne. Zacznij.
-Podobasz mi się odkąd pierwszy raz
cię zobaczyłem, ale niestety jestem tchórzem i uraziłem cię.
Przepraszam.
Mam dziwne przeczucie, że to nie
skończy się dobrze.
-Wybaczam-posłałam mu uśmiech.
-I chciałem ci powiedzieć, że cię
kocham, ale to byłoby bardzo oklepane.
-Nie jest-zachichotałam. Niem wiem od
czego bierze się mój szampański nastrój.
-Kocham cię.
-Wiesz, ja ciebie też-moje policzki
stały się czerwone.-Jesteś gotowy, możesz jej to
powiedzieć-przygryzłam wargę, patrząc na jego kolczyka w wardze.
-Już powiedziałem-przybliżył
się.-Chodziło o ciebie.
Po raz kolejny poczułam słodki smak
jego ust.
___________________________________
Żeby nie było to jest praca na konkurs xD
Sama nie wiem czy to jest jakoś specjalnie fajne...
Tematyka o wszyskim, długość też dowolna ;___;
Dziękuje za dwa komentarze :)
Teraz...dacie razy 3? :D
Główni bohaterowie to Lucy Hale i Luke Hemmings (ale ciiii )
Wiem, ze ostatnio bardzo długie pisze te imaginy, ale mam wene xD
Do następnego xx
Enjoy :)