wtorek, 21 października 2014

Zawieszam chwilowo bloga

Przestałam pisać krótkie imaginy, wzięłam się za to za blogi, tak więc idk czy tutaj się coś jeszcze pojawi. Może Caro prześle mi NWB
Obecnie blog zostaje zawieszony.
Całuski xx

środa, 24 września 2014

Don't

Mówi się, że jeśli mężczyzna raz uderzy kobietę to nie zawaha się drugi raz. Myślałam, że to brednie, ale teraz wiem, że to prawda. Zaczęło się od niewinnego policzka, ale teraz uderzenia są kierowanie w brzuch, twarz... przestałam wychodzić z domu. Nie chce żeby to ktoś zobaczył. Moją rozciętą wargę, siniaki, niedodrapana krew. Wiem, że zrobi to kolejny raz. Wiem, że, ale boje się odejść. Boje się, że mnie znajdzie i zniszczy. Strach. To opisuje całe moje życie. To jedno słowo.
Ale teraz muszę coś ważnego przekazać chłopakowi, którego pokochałam. Który jako pierwszy usłyszał ode mnie słowo „kocham”.
-Kira!-usłyszałam głos Ashton'a.
Nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam rozglądać się za kryjówką, ale nie zdążyłam się schować, bo wszedł do pokoju. Był nadzwyczajnie spokojny.
-Hej-pocałował mnie w posiniaczony policzek.
-Cześć-wyjąkałam.
-Coś się stało kochanie?-spytał z błyskiem w oku.
To nie był TEN błysk, który widziałam, gdy się poznaliśmy. To TEN błysk, który pojawia się przy ciosach.
-N..nie.
Wyszedł z pokoju, a ja znowu zajęłam się praniem. Mój spokój znowu on zakłócił. Był wkurzony. Zaczął oskarżać mnie o to, że ruszałam coś w jego papierach. Zaprzeczyłam. Nie wiedziałam o co chodzi, nie wchodzę do jego gabinetu. Nigdy. Chciał mnie uderzyć, ale zatrzymałam go słowami.
-Jestem w ciąży, Irwin. Więc zanim znowu dostanę za coś czego nie zrobiłam to pomyśl.
I odeszłam. Tak po prostu otworzyłam drzwi i wyszłam. To był pierwszy raz kiedy mu się sprzeciwiłam. Stał teraz pewnie oniemiały na środku pokoju, czyli tam gdzie go zastałam.
Ashton starał się mnie odzyskać, mówił, że się zmienił, ale nie chciałam do niego wrócić. Dopiero, gdy pierwszy raz wziął na ręce naszą córeczkę Juliet i wyznał mi, że poszedł do psychologa, leczy się...postanowiliśmy oboje naprawić naszą relacje.


piątek, 5 września 2014

Kiss me

Ile może trwać przyjaźń damsko-męska? Będzie trwała do tej pory aż druga osoba będzie ukrywać swoje uczucia. Dlaczego nigdy nie jest łatwo? Zakochałem się w Lizzy jeszcze w podstawówce, ale ona zawsze traktowała mnie jak przyjaciela. Nigdy nie odważyłem się jej wyznać prawdy i mimo że miałem wiele dziewczyn to moje serce bije tylko dla niej. I dopiero dzisiaj postanowiłem to zmienić. Wyznam jej prawdę, wolę żyć z myślą, że wyznałem dziewczynie, którą kocham moje uczucia niż żyć w kłamstwie.
Poszedłem do niej, ale jej mama mnie zbyła. Powiedziała tylko, że Liz dzisiaj nocuje u przyjaciółki. Nie wiem czy chce iść do Kylie, ona raczej nie przepada za moim towarzystwem. Przyjdę jutro.
Ale zaraz...skoro Lizzy nie ma to dlaczego w jej pokoju świeci się światło? Jej mama mnie okłamała?
Postanowiłem, że wejdę balkonem. Szkoda, że jej pokój jest na drugim piętrze. Rusz dupę Hood. Dla niej wszystko. Chwilę później już pukałem w jej okno.
Otworzyła mi zapłakana, nie zastanawiając się wziąłem ją w objęcie.
-Co się stało maleńka?
-Mój tata...on...-jąkała się.-Mój tata się przed chwilą wyprowadził-wybuchła głośnym płaczem.
Weszliśmy do środka. Nie chciałem jej puścić ani na chwilę. Siedzieliśmy tak w ciszy, gdy ona zaczęła opowiadać. Dowiedziałam się jaki jej ojciec był naprawdę. Bił jej matke, wyzywał ją od dziwek, przychodził pijany.
-Więc dlaczego płaczesz?
-Bo on odszedł dla innej, a nie z powodu...-nie wiedziała jak się wyrazić.-Tego. Calum...ja chyba nie chce mieć męża. Wole zostać sama niż być zraniona. Tak będzie łatwiej, a nawet jeśli to jaki chłopak by mnie chciał?
Dajesz, to twoja szansa.
-Jesteś pewna, ze z nikim nie chcesz się wiązać? A jeśli powiem, że znam chłopaka, który za tobą szaleje? Kocha cię na zabój?
-Kogo?
I wtedy w końcu odważyłem się ją pocałować. Jej usta smakowały jak truskawki, to pewnie przez błyszczyk, który zawsze używa.
-Mnie. Kocham cię Liz.
-A ja ciebie Cal.
_______________________

Wracam po długiej przerwie :)
Rok szkolny zaczyna się do dupy, więc coś jednak musi być fajniejszego.
Przepraszam za tak długa nieobecność x

środa, 13 sierpnia 2014

Cześć i czołem :)

Jeśli chcecie wysłać nam jakiś swój imagin to poniżej macie e-mail gdzie go wyślecie, ja go dodam :)

Podpiszcie się !

E-mail- lizzy1994@wp.pl 


Przypominam też o zakładce "Zamówienia" x

See u soon, Doni ♥



wtorek, 12 sierpnia 2014

No way baby część 5 i 1/2

- Dlaczego ... dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś ? - powstrzymuje płacz.
 - Ja bałem się. Bałem się , że zostanę sam. Powiedziałem o tym Carly i bliskim znajomym . Wtedy odwrócili się ode mnie. Potem pojawiłaś się ty. Sprawiłaś , że znów chce walczyć . Dla ciebie ...
Zayn , ja nie zostawiła bym cię. Nie powinieneś tak myśleć. Ja będę przy tobie choćby nie wiem co.
-Dziękuje . Myślałem , że uda mi się dzisiaj wyjść , ale …
Zayn przestań . Nie obchodzi mnie sylwester. Ty się liczysz najbardziej . - biorę jego dłoń .
- Jesteś cudowna wiesz ? - posyłam mu uśmiech . On wyciera moje łzy opuszkami palców .
 -Jak święta ?
- W porządku . Teraz już wiem dlaczego nie chciałeś pojechać ze mną . Przepraszam , że tak naciskałam ...
- Nic nie szkodzi .
- Jak długo już tutaj jesteś ?
- Tydzień . Jutro wychodzę .
- Przykro mi , że to musiało spotkać akurat Ciebie ... - do oczu znów zberają mi się łzy .
- Perrie nie płacz . Proszę ...
- Yhyym - nagle rozlega się huk fajerwerek . Przez okno w sali widać różnorodne sztuczne ognie .
- Szczęśliwego nowego roku . - mówi mi .
- Szczęśliwego nowego roku Zayn . - usmiechamy się do siebie . Zblizam się do jego twarzy. Delikatnie muskam jego policzek . - Musisz ze mną zostać. Musisz walczyć. Ja pomogę ci w tym . Uda się nam zobaczysz . - szepcze mu na ucho.
- Będę walczył tak długo jak przy mnie będziesz . - odpowiada .
Zostaje z nim jeszcze prawie godzinę , a później zasypia. Wracam na nogach do akademika . Myśląc tylko o tym co będzie z Zayn'em . Ale nie pozwolę mu odejść , bo wiele dla mnie znaczy . Zrobię wszystko , aby z tego wyszedł . W końcu docieram do szkoły. Impreza nadal trwa , jednak ja nie mam już na nią siły . Idąc po drodze napotykam Angel i jakiegoś chłopaka . Świetnie .Myślałam , że jest idealna dla Harry'ego i go kocha . Biedny Hazz. Będzie cierpiał , ale muszę mu powiedzieć. Wchodzę do pokoju , opadam na łóżko i nie zwracając uwagi na hałas zasypiam ...
Idę boso po okropnym mrozie. .Mając na sobie czerwoną sukienkę . Z moich nadgarstków spływa krew zostawiając ślady na białym puchu . Nagle widzę postać leżąca na śniegu . Zaczynam do niej biec . Spoglądam na osobę . To Zayn . Jest blady i wychudzony , a z jego nosa sączy się krew . Ma zamknięte oczy . Pochylam się nad nim , kładąc na go swoje nagie nogi. - Zayn ... obudź się proszę ... nie rób mi tego ... ja cię kocham ... ZAYN !! - krzycze patrząc w górę ...
Budze się . Ten sen był okropny . Nie wiedząc kiedy zaczynam płakać. On nie może umrzeć . Nie będę ukrywać , że coś do niego czuje . To wszystko jest poza mną . Powoli wschodzi dzień . Kiedy łzy ustają , wstaje i idę wziąć długą kąpiel .


Idę do szpitala z prezentem w ręku. Kiedy wchodzę do jego sali jest już ubrany i spakowany .
- Puk , puk . Można ? - odwraca się z uśmiechem na twarzy.
- Perrie - podchodzę do niego i mocno przytulam . 
- Heej . Mam coś dla ciebie .
- Ah , Perrie .
- Zayn mógłbyś to otworzyć bez żadnego gadania typu " to nie potrzebne" . Błagam ? - śmieje się po czym odbiera ode mnie torebkę .
- Nie musiałaś .- otwiera ją -
Mowiłeś , że lubisz poezje , więc raczej ci się przyda .

- Tak . Dziękuje .
- To ja dziękuje za torebkę .
- Proszę bardzo . - spogląda w moje oczy , przez co zapominam się na moment . - To idziemy ?
- Taak .
Kiedy idziemy chłopak wyciąga telefon i zaczyna robić mi zdjęcia.
- Po ci te zdjęcia ?
- Bo wyglądasz wspaniale w tej sukience - czuje gorąc na policzkach . Pozuje do zdjęć w zabawny sposób , na co chłopak wybucha śmiechem . Na schodach przy wejściu siedzi Gemma. Gdy mnie zauważa wstaje, biegnie i przytula niespodziewane .
- Perrie , tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też Gemm .
- Przepraszam ...
- Było minęło. - posylam jej uśmiech kiedy uwalniam się od jej ucisku .
- Cześć Zayn .
- Heej - widzę , że jest zaskoczony . Wcześniej nie zwracała na niego uwagi.
- Co u ciebie ? Jak Luke ?
- Wiesz ... - uśmiecha się tajemniczo . Po chwili przed moimi oczami pojawia się jej ręka . Na jednym z palców widzę pierścionek .
- O mój Boże ... On ...
- Tak , oświadczył mi się.

- Aaaa ! - mocno ją przytulam .- Gratulacje , tak bardzo się cieszę . - Ja też . - spoglądam na Zayn'a . Na jego twarzy widać uśmiech , jednak wydaje się jakby zawiedziony ...
- Gdzie byliście ? - pyta nagle .
- My ...
- Na lotnisku - mówi Zayn - Perrie odbierała mnie .
- Ahh ... No dobrze to ja już wam nie przeszkadzam i do zobaczenia później . - puszcza mi oczko odchodząc .
Wchodzimy do pokoju Malik'a. -
Pomóc ci się rozpakować ?
- Nie trzeba , potem się tym zajmę . - patrzymy na siebie w ciszy. Zayn powoli do mnie podchodzi . Bierze moją rękę i obkręca tak jak robi się to w tańcu .
- Nie chcesz o tym mówić prawda ?
- Nie za bardzo . Wszyscy zaczęli by się nademną litować i ...
- Rozumiem . A czy twoi rodzice ? Wiedzą ?
- Tak . Ale powiedzieli , że już nie mogą mi pomóc , nie mają na to siły.


 - I tak po prostu można powiedzieć , że cię zostawili , tak ?

Nie do końca ... Ale ja szanuje ich decyzję. Jakoś sobie poradzę. - znów widzę zawiedzenie w jego oczach . - Wybacz , nie powinnam o to pytać . - bierze mnie na ręce .
- Zayn Natychmiast.Mnie.Postaw. Nie możesz tak ...
- Przecież ty nic nie ważysz .
- Zayn !
- Spokojnie - obraca się po czym postawia z powrotem na ziemi .
Zaczyna się śmiać .
- Z czego się śmiejesz ? Ja mówię poważnie Zayn .
- Oh, no już dobrze. - znów zaczyna chichotać . Lekko rzucam w niego poduszką .



Jak zawsze po sześciu miesiącach , bo tak już tutaj jest odbywa się zakończnie semestru . Zazwyczaj większa część uczniów wraca do siebie , a reszta zostaje tutaj . Ja zaliczam się to tej pierwszej grupy , ale tym razem będzie inaczej . Zostaje z Zayn'em .
- Perrie ?
- Harry ! - rzucam się w jego ramiona . - Jak samopoczucie ?
- Wiesz jest coraz lepiej ... - wiem , że kłamie. Kiedy mu powiedziałam , nie chciał uwierzyć . Jednak sam ich widział . I był totalnie zdołowany .
-Powoli o niej zapominam - spuszcza wzrok .
- To dobrze . - uśmiecham się gdy na mnie spogląda.
- Wyjeżdzasz ?
- Niee ...
- Skąd ta zmiana ?
- Po prostu . Tutaj będzie spokój .
- Może i ... Ja już idę, a ty ?
- Ja też . Kiedy jesteśmy na dole dołącza do nas Zayn , Gemma oraz Luke . Zajmujemy miejsca i po chwili uroczystość rozpoczyna się . Jak zwykle trwała ona godzine .
- Paaa masz dzwonić . Codziennie - mówię , żegnając się z Gemmą .
- Będę , na pewno . Paaa.
- Cześć siostra . Lukee lepiej na nią uważaj . Jasne ?
- Oczywiście Harry - śmieje się .
 - Szerokiej drogi - odzywa się Zayn .
- Paa ! - wsiadają do auta i machając przez szybe , odjeżdżają. We trójkę idziemy do salonu . Zayn rozpala w kominku , a Harry przynosi ciepłe herbaty z miodem .
- Trzeba jakoś to uczcić . Ale jeśli chcecie coś mocniejszego to ...
- Raczej nie Hazz .
- Okeej . - siedzimy w ciszy.
- Wiecie nadal nie umiem się przyzwyczaić , że wakacje są w zime . To takie dziwne ... - oznajmiam .
- Bardzo ... ale zawsze warto spróbować czegoś innego . - mówi Harry . - Mi to nie przeszkadza . Ważne , że w ogóle są .
- Też prawda ... - Jakie były wasze najlepsze wakacje ? - pyta nagle Zayn.
Przez dlugi czas mowimy o naszych niezapomnianych wakacjach. W końcu wracam z Zayn'em do pokoju. -Haha ! Serio pokazales mamie tylek ? - śmieje się
- No tak. Kazała iść mi do domu , a ja nie chciałem. Miałem przez to kare do końca wakacji.
- O mój Boże - znów zaczynamy się śmiać.
- Zayn ? - odzywa się jakiś głos.


- Carly , co ty tu robisz ?

- Ja ... chciałam z tobą pogadać . - Zayn jest bardzo zaskoczony jej obecnością .
- Że co ? Zostawiłas mnie , a teraz nagle chcesz ze mną pogadać ?
- Proszę daj mi się jakoś wytłumaczyć...
- Okej ... Perrie poczekaj na mnie . - odpowiadam skinęiciem głowy .
Wchodze do pokoju . Nie wiem co się teraz stanie . Ale boje się. Nie chce żeby do niej wrócił . Krąże nerwowo po pokoju. Zayn wchodzi do pokoju . Jego mina nie wskazuje nic dobrego . Siada na łóżku .
- Zayn ? Powiesz coś ?
- Ona ... - milczy przez dłuższą chwile
- Carly jest ... w ciaży - podnosi na mnie wzrok .
Czuje nagły przypływ gorąca ...


__________________________

COCOCOCOCOOCOOC :O
Cholera kiedy ja dostałam ten imagin, a dopiero teraz go dodaje...Caro wysłała mi go chyba jeszcze w roku szkolnym....
A co do niej do zapraszam na jej bloga o Harrym:
http://iwantyou-fanfiction.blogspot.com/


Loffki xx

sobota, 12 lipca 2014

I know

 Dla Tori ♥♥


muzyka 

Mówisz, że masz wyjebane i że olewasz go tak samo jak On Ciebie, a tak na prawdę to cały czas o nim myślisz, chciała byś z nim pisać codziennie, wszystko Ci go przypomina, a gdy słyszysz jego imię od razu kojarzysz je sobie z nim, mino tego, że na to nie zasługuje, ponieważ On sprawił Ci tyle przykrości. Taka jest prawda....
Czytałam to zdanie już tak wiele razy...i wciąż trudno mi je zrozumieć.To nowość, bo ja zawsze wiedziałam co kto miał na myśli...każde słowo interpretowała i sprawdzałam. Nic. Moja głowa nic nie wymyśli. Kompletna pustka. Ja pasuje.
Wstałam zza biurka i podeszłam do drzwi, w które zapukałam. Coś tam usłyszałam, więc weszłam. Kurwa mać! Zamknęłam szybko drzwi, ubrałam płaszcz i wyszłam z budynku. Nigdy więcej. Jak on mógł pierzyć się z kimś kiedy ja jestem obok. Kurwa, kurwa,kurwa i jeszcze raz kurwa! Tym razem Delavinge przesadził. Jebany stary dziad, zapatrzony w młodsze od siebie. Oczywiście to nie pierwszy raz. Już kilka razy widziałam, bądź słyszałam co oni tam robią. Przeważnie sprowadzał sobie o dwadzieścia, trzydzieści lat młodsze...ale tamta ledwo mogła mieć dziewiętnaście.
Że też jego żona tego nie widzi.... Jedno jest pewne; nigdy tam nie wrócę.
Viktoria McVey
***
Jestem bez pracy i z małym mieszkaniem na przedmieściach. Nie wiem co ja mam teraz zrobić z swoim życiem...Jedna samotne dziewczyna mniej....Viktoria otrząśnij się! 
Chwyciłam do ręki gazete i zaczęłam zakreślać miejsca gdzie mogłabym pracować.
Gdy już wykreśliłam zawody do jakich się nie nadaje...zostały cztery. Akompaniatorka, sprzątaczka, adwokat i...dziwka. Ostatnie od razu przekreśliłam. Jak ja mogłam w ogóle pomyśleć żeby być dziewczyną do towarzystwa?! Muszę zacząć trzeźwo myśleć. 
Naszykowałam siedem CV i jutro muszę je zanieść...jednak najgorsze jest to, że wciąż mam te dwójkę przed oczami. Na stole...on i ona...stop! Nawet nie chce o tym myśleć. 
***
Minął kolejny miesiąc. Jak do tej pory przyszła mi tylko odmowa od firmy sprzątającej. Super. Więc jak ja mam się gdzieś wyżej dostać? Straciłam już nadzieję. Teraz pomieszkuje u znajomych, bo tamto mieszkanie musiałam sprzedać, ale co dalej będzie? Hannah, Gabriella i JJ na pewno mają mnie już dosyć.
Hannah, Gabriella i JJ
Chyba muszę...uciec się do ostateczności.
Na prawdę nie chce, ale wiem, że to co skreśliłam na sam początek musi teraz zostać przeze mnie przyjęte. Zostanę jakąś pieprzoną dziwką. Kimś kogo nikt nie szanuje. Kimś kto jest pomiatany i wykorzystywany...kimś kim już byłam.
-Nie musisz się wyprowadzać-powiedział JJ, ale wiem, że mówi to, bo chce być miły.
-Męczę was od miesiąca, a tak to znajdę prace, albo sama nie wiem...
-Przestań. Możesz znaleźć prace,ale gdzie będziesz mieszkać? Ja zawsze chętnie cię przyjmę-powiedziała Han.
-Ja też-przytaknęła jej Gabriella.
-U mnie zawsze, gdy nie ma Holly-chłopak mruknął, patrząc na swój telefon.
-Jesteśmy tutaj-Gab pomachała mu ręką przed twarzą.
-Dziękuje wam-przytuliłam ich. Chciało mi się płakać. Jeśli do jutra nie przyjdzie mi żadna odpowiedź to mogę się załamać. Minęły dwa miesiące. Jestem niemal bezdomna i na utrzymaniu przyjaciół.
*** 
Następnego dnia stałam. Stałam sobie na moście w Miami i patrzyłam. Patrzyłam na obłok i widok. Chyba jestem popierdolona. Tak to dobre słowo żeby mnie określić. Wczoraj poszłam do lekarza i powiedział mi, że mam bulimie, a potem skierował mnie do jeszcze innego lekarza i dowiedziałam się,że mam białaczkę. Jak zajebiście. Postanowiłam, że nie warto się męczyć.Moi przyjaciele zrozumieją, to wszystko napisałam w liście. Mogą mnie jeszcze znienawidzić, bo...potrzebowałam pieniędzy i wytłumaczyłam im co zrobiłam dwa dni temu...puściłam się. Jego ręce były ohydne. Wzdrygam się za każdym razem gdy sobie o tym przypominam. Chciałabym tylko zapomnieć. 
Chciałabym skoczyć...ale mam za mało odwagi. Nawet ludzie z internetu, których poznałam mi nie pomagają. Ale jest Zayn...szkoda, że nigdy go nie spotkam. Podobno gdzieś tutaj mieszka. Ale tylko napisałam mu co mam zamiar zrobić i tyle. Odeszłam. Czasami przyjaźnie z internetu są na prawdę ciekawe. Pisaliśmy ze sobą, ale to tyle. On mnie pocieszał.Wie o wszystkim. I wie też, że w dzieciństwie nie było mi łatwo.
Nagle ktoś zaczął dzwonić. Zayn...to dziwne, że dzwoni wtedy kiedy o nim myśle.
-Hej-przywitałam się.
-To jesteś ty?-spytał od razu.
-Ale o co ci chodzi?-zmarszczyłam brwi.
-Czy to ty stoisz na moście w Miami i zamierzasz skoczyć?!-krzyknął.
-Tak, to ja-przyznałam się.-Ale skąd to wiesz.
-Dostaliśmy wezwanie i wiedziałem co chcesz zrobić. Dlaczego Viky?
-Wiesz dlaczego-warknęłam.
-Nie rób tego-poprosił.
-Nie mam powodu by żyć-jedna łza spłynęła po moim policzku.
-Żyj dla mnie-prawie go nie usłyszałam.

-Nie.
-Proszę...-słyszałam jak coś wydaję dziwny dźwięk. Jakby pocieranie o siebie metali.
-Gdzie ty jesteś Zayn?
I wtedy poczułam rękę na ramieniu, przez co omal nie upadłam. Wysoki Mulat stał obok mnie, mierząc mnie wzrokiem. Zayn Jewwad Malik we własnej osobie.
-Jak się tutaj dostałeś?
-Serio się nie domyśliłaś?
Otworzyłam szeroko oczy.
-Jesteś...-zaczęłam, ale nie mogłam więcej z siebie wydusić.
-Strażakiem? Tak.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
 -Nie zrozum mnie źle...ale po co?
-No nie wiem...po myślałam, że możesz mi zaufać-patrzyłam w dół.
Skoczenie jest dość kuszące...
-Nawet o tym nie myśl-warknął Zayn.
-Bo co mi zrobisz?
-Proszę cię.
-Wiesz jaka jest moja sytuacja...-zaczęłam, ale mi przerwał.
-Mogę ci pomóc. Tylko nigdy nie rób więcej tego-wskazał na nadgarstki.-Dobrze?-rozłożył ręce abym go przytuliła.
-Nie...ja przepraszam, ale nie mogę przyjąć twojej pomocy...-cofnęłam się.
Teraz miałam jeszcze więcej szansy żeby skoczyć.
-Dlaczego?-zdziwił się.
-Bo masz dziewczynę. Bo znamy się tylko przez internet. Bo mi nie ufasz. Bo...
-Przestań. Błagam. Ufam ci.
-Każde z nas uważa coś innego.
Patrzyliśmy na siebie. Jego miodowe tęczówki były tak bardzo hipnotyzujące. Moje umysł walczył ze sobą. Przyjmij jego pomoc, ale po co? Jeśli będę chciała się znowu zakochać to mogę po prostu iść się pouczyć matmy. Ale dlaczego musi chodzić akurat o związek? Viktoria stop. Przestań tyle myśleć. Łatwo mówić, trudniej wykonać. I na co mi to było. Mogłam dalej znosić romanse szefa i tak odejście mi nic nie dało. Wciąż mam przed oczami ten żałosny widok. 
Cofnęłam się o krok. To ten krok zaważył. Potknęłam się i zaraz miałam lecieć w ciemność. To nic, po prostu zginę. Tego chciałam, czyż nie?
-Viktoria-ktoś pociągnął mnie za rękę, przez co jednak nie poleciałam.
-Zayn-jęknęłam.-Ja nie chce.
-A ja mam to gdzieś.
*rok później*
Zamieszkałam z Zaynem. Nie jest tak źle, czasami się kłócimy, dokuczamy sobie, a nawet zdarzało się nam pobić. Ale jestem tutaj. Z nim. Czy jesteśmy parą? Otóż nie. Uznałam, że lepiej aby tego nie zaczynać. I tak jest dobrze. Jako para nasze dwa wybuchowe charaktery nie dałyby rady.
Przestań się okłamywać, kochasz go.
To właśnie podpowiada mi sumienie, ale ignoruje je. Skoro uznałam, że chce być TYLKO przyjaciółką Malika to tak będzie.
-Wróciłem!
-To fajnie-zamknęłam szafkę i podałam kolację do stołu.
Chwilę później w drzwiach pojawił się Mulat razem z jakąś blondyną. Kto to kurwa ma być? Jakaś dziwka z ulicy? Chociaż nie wygląda, ale chłopak umie sobie znaleźć dziewczynę.
-Viktoria to jest Ellie, moja dziewczyna. Ellie to Viktoria, moja współlokatorka-przedstawił.
Właśnie poczułam jak to jest mieć złamane serce. Ale nie wolno mi teraz płakać. Nie przy tej suce i nie przy nim. To może zaczekać.
Zayn & Ellie
-Miło mi cię poznać-powiedziała tym swoim przesłodzonym głosikiem.
A weź spierdalaj.
-Mi również-wymusiłam uśmiech.-Zjesz z nami kolacje?-zaproponowałam.
-Oh, jasne-pozwoliła swojemu chłopakowi objąć się w talii.
Jak ja nienawidzę tej dziewczyny. A wiecie co jest w tym najgorsze? Że ma idealne ciało, po prostu jebany ideał. No jasne. Chłopak idealny spotyka się z idealną dziewczyną. Jakie to kurwa typowe. Gdy tylko na nich patrze to mam ochotę się poryczeć. Jak mogłam zrobić coś tak głupiego? Straciłam swoją szanse. Ona zajęła moje miejsce. Ale kto z nim mieszka? Ja! No więc 1:1. A niech się jebie. I tak jej nie lubię.
-To my pójdziemy do mnie-powiedział mój chłopak i poszli do pokoju.
Była cisza. No i dobrze.
Nie mogę tak siedzieć w domu. Muszę gdzieś wyjść, ale też zżera mnie ciekawość co oni tam robią...może pójde tam? Viky no nie wiem czy to taki genialny pomysł. A tam cicho. Idę.
Zapukałam i weszłam.
To co tam zobaczyłam załamało mnie. Oni się całują, ale nie tak tylko w usta. Dlaczego?! Chociaż obiecałam sobie nie płakać to nie dam rady. Łzy spływają po moich policzkach. Ale już nie dam rady. Chce gdzieś wyjść. Wybiegłam z domu, ubierając tylko po drodze balerinki. Mam dość. Mogła to być każda. K A Ż D A, ale nie ona. Ellie jest tak cholernie perfekcyjna.
Usiadła na jakieś ławce i zaczęłam płakać. A niech sobie ludzie kurwa patrzą na mnie jak na idiotę, mam to w dupie.
-Viktoria?-ktoś dotknął mojego ramienia.
Podniosłam wzrok. Zayn Jewwad Malik we własnej osobie.
-A gdzie twoja Ellie?-warknęłam.
-Viky ty wiesz, że ja tak na prawdę nie jestem z nią? Prawda? Mnie nie interesują wysokie blondynki, zdecydowani bardziej wolę niskie brunetki-oznajmił.
Spojrzałam na niego.
-Jedna taka siedzi teraz obok mnie. I pomimo rozmazanego tuszu wygląda najpiękniej na świecie-uśmiechnął się.
Patrzyłam na niego oniemiała On...on...on...
To nie jest możliwe.

To tylko mój głupi sen.
-Ja...yyy...Zayn...-nie wiedziałam co powiedzieć.
Chyba pierwszy raz w życiu.
-Wiem, że ci na mnie zależy-szepnął, zbliżając się do mnie.
Nie mogłam się ruszyć .Jego zapach mnie omamił. Ta cudowne męskie perfumy marki puma...
-Widzę jak na mnie patrzysz, jak byłaś zazdrosna o Ellie, że jej nienawidzisz bo rzekomo się ze mną spotykała-jego usta były co raz bliżej.
-Masz rację-przyznaje się.
W końcu łączymy nasze usta w namiętnym pocałunku.
____________________________________
Miałbyc smutny, ale taki nie wyszedł gdyż tamten gdzieś zgubiłam i pisałam od nowa kompletnie od nowa w innej tematyce. Nie chciałam żeby tam był happy and, ale niech już będzie.
Jest 4 nad ranem, ale pisałam to bo niedługo wyjeżdżam i nie będzie mnie tydzień, więc to tyle :)
Ask jeśli macie jakieś pytania :)
Do następnego xx

wtorek, 1 lipca 2014

Last words

muzyka 
-Przycisz to idiotko! - do mojego pokoju wbiegł mój brat James.
-Co przeszkadza wam One Republik? Nie możecie się sobą nacieszyć?
-Jesy...-zaczął z rezygnacją .- To, że ty jeszcze nie odnalazłaś tego jedynego, to nie znaczy, że musisz innym dokuczać...
-Ogarnij się i posłuchaj samego siebie! A teraz wyjdź, nie przyciszę tego, bo nie.
 
Jesy Wilson

-Proszę ostatni raz:przycisz to!
-Dobra, dobra. ..ty idź już do tej swojej Cass i zostaw mnie samą.
Podziałało wyszedł. Była 7:45 więc wypadałoby wyjść już do pracy. Moja praca była nie taka zła.. . Jako kelnerka mogłam sobie długo rozmawiać z różnymi ludźmi. Wybiegłam z domu i szybko przebiegłam 4 przecznice. Pod kawiarnią był straszny tłok jak na środę rano. Ciekawe co go spowodowało? Ciekawa podeszłam bliżej.
-Przykro mi , nikogo nie wpuszczamy do środka-jakiś koleś nie chciał mnie wpuścić.
-Ja tu pracuje.- po tych słowach przesunął się,a ja szybko weszłam.
Pomieszczenie było prawie puste, tylko raptem kilka osób było w środku. Znałam ich.. . To był ten zespół...Room 94 i ich menadżer . Super tylko mi ich tutaj brakowało Nachmurzyłam się,a na głos powiedziałam:
-Część, jestem Jesy , kelnerka. 
-Cześć...-spojrzałam na chłopaka, który to powiedział...jego oczy były...takie piękne-Jestem Dean, a to Kieran, Sean. Kit i jeszcze Gary. Przez jakiś czas patrzyliśmy się na siebie , ale ja oderwałam wzrok, wyszłam do kuchni i spytałam kucharza :
-O której oni stąd pójdą?
-Przyszli przed chwilą, raczej szybko to chyba nie, widziałaś wszystkie te fanki ?
-Ta, ta super.
-Daj im kawę.
Podał mi dzbanek, a ja szybkim ruchem otworzyłam drzwi i ... na kogoś wpadłam!
-Ja. ..przepraszam. - spojrzałam na swoją przypadkową ofiarę i aż mnie zatkało .
Blondyn(farbowany?) śmiał się mimo gorącej kawy wylanej na niego. Był wciąż tak samo ładny co wcześniej...co ja gadam!? On mi się nie może podobać! Mam swoje zdanie o miłości, którego nie chce zmieniać.
-Chodź, dam ci chusteczki - zaprowadziłam go do kuchni... dziwne nigdzie nie było kucharza.-Tak mi przykro-wycierałam jego sweter. -Dam ci koszulkę na przebranie-podeszłam do szafki i znalazłam tylko szarą bluzę.
-Nie musisz... 
-Muszę. To ja wylałam na ciebie kawę. Łap! Nie musisz zwracać.-rzuciłam mu materiał.
-Dzięki-ściągnął koszulkę , a ja miałam się odwrócić ,ale tego nie zrobiłam.
Jego mięśnie napięły się ,a mi brakowało tlenu! Jaki on jest śliczny! Nagle dostrzegł , że się na niego patrze ,podszedł do mnie, wziął moją twarz w swoje ręce, a ja czułam , że poliki mnie pieką. Nasze czoła się zetknęły i się pocałowaliśmy.
To był przelotny i krótki całus,ale pełen namiętności...
-Podobasz mi się...Pójdziesz ze mną na randkę?
 

-Nie...to znaczy... tak...nie....-chłopak spojrzał na mnie jak na wariatkę.-Tak pójdę-długi całus, rozwiał moje wcześniejsze wątpliwości.
-Chcesz poznać chłopaków?
-Jesteśmy umówieni od minuty, a ty już chcesz żebym poznała twoich kumpli? Czemu nie.. .-chwycił moją rękę i wyszliśmy.
-Hej stary! Myśleliśmy , że już nie przyjdziesz . ..miałeś wrócić suchy, a nie z dziewczyną-ten z włosami postawionymi na żelu zaśmiał się. Dean ścisnął moją dłoń i wiedziałam, że wszystko będzie dobrze...
***
  A może my do siebie nie pasujemy?-myślałam przed snem.
Minął nam razem miły tydzień w którym poprosił mnie o chodzenie. Trochę szybko to wszystko się potoczyło, ale jestem szczęśliwa. To co, że wiem iż ten związek nie przetrwa? Teraz jest dobrze tak jak jest.
-Martwisz się czymś?-zapytał się Dean, który leżał obok mnie.
-Nie, jestem śpiąca, lepiej chodźmy już spać-zasnęłam w jego objęciach.
Rano, gdy się obudziłam zobaczyłam, że Lemon też nie śpi,pocałował mnie i powiedział: 

-Hej, jak się spało?
-Dzięki tobie dobrze. Która jest godzina ?
-Yyyy...-spojrzał na telefon.-Za pół godziny będzie 8.
-Co?! Nie zdążę do pracy!
-Mogę cię powieść ...
-Byłabym ci bardzo wdzięczna. Idę się tylko przebrać i już jestem.
-A twój brat? Co jak tu wejdzie ?
-Jest z swoją dziewczyną więc raczej wątpię.
Pobiegłam do szafy i wybrałam strój do pracy, potem pobiegliśmy do auta, a on zawiózł mnie do kawiarnie. Na pożegnanie pocałowałam go w policzek.
-No prawie się spóźniłaś-przywitał mnie kucharz, Jaymi.
-Mi też cię miło widzieć.
Cały dzień był do kitu bo strasznie- na opak mnie -wolno leciał. Nie wiem czy to z tęsknoty za blondynem czy też inny powód. Jednak moja męczarnia się skończyła i znowu mogłam zobaczyć chłopaka. Przyjechał po mnie gdy już stałam przed budynkiem.
-Chodź, musisz kogoś poznać.
Wsiadłam do auta i przytulił mnie. Po jakimś czasie dotarliśmy do jakiegoś domu.
-Kto tutaj mieszka?
-Zobaczysz.
Chłopak zadzwonił na dzwonek i nagle otworzył mu jakiś koleś. Skąd ja go znam...
-Greg!-mój chłopak przytulił go.-Greg to jest moja dziewczyna Jesy , Jesy to mój kuzyn Greg. 
Anna & Greg

-Miło mi-podaliśmy sobie dłonie.
-Może wejdziecie?
-Taki mieliśmy zamiar-Dean uśmiechnął się, wziął mnie za rękę i weszliśmy do środka.
-Cześć młody-przywitała się jakaś kobieta, pewnie żona Grega.-Jestem Anna, miło mi cię poznać.
-Mi również, jestem Jesy-ścisnełyśmy sobie dłonie.
Przez chyba 2 godziny rozmawialiśmy, lecz w końcu się pożegnaliśmy i pojechaliśmy do domu Lemona.
-Twój kuzyn jest miły...
-A ty piękna.
-A ty uroczy-pocałowaliśmy się.
Czułam jego oddech, słyszałam jego bicie serca...
 -Jesy...-zaczął gdy się obudziłam.
-Tak Dean?-widziałam jego zawahanie.-No mów! To jak chcesz może zaczekać...
Chłopak dalej się wahał,ale w końcu się zdecydował:
-Nie. Teraz o to zapytam. Wprowadź się do mnie i zamieszkajmy razem. Wiem, że mieszkasz z bratem i w ogóle, ale liczę, że się zgodzisz. I zdaję sobie sprawę, że będą jeszcze moi bracia.
Nie mogłam wydusić ani słowa. To jakiś żart? Raczej nie śmieszny. Ale on chyba mówi na serio poważnie...
-Ja... ja... tak. Zamieszkajmy razem-potem będzie czas żeby się martwić.
-Nawet nie wiesz jak się ciesze!-przytulił mnie i pocałował. 

Nigdy wcześniej mnie tak nie całował. Przeszedł mnie dreszcz i zrobiło mi się tak strasznie ciepło, czułam że cała się rumienie i nic teraz na to nie poradzę. Kurde dlaczego on tak na mnie działa? Moje myśli sprzeczają się z moim zachowaniem! Do cholery Jesy! Ogarnij z się. On jest cudowny i w ogolę, ale przecież to gwiazda. Normalnie dziewczyny nie umawiają się z gwiazdami, nie chodzą z nimi na randki i nie są szczęśliwe! Pewnie jego fanki chcą mnie już zabić. Może lepiej by było gdyby nie było już tego związku? Odwala mi kompletnie. Przecież ja go bardzo lubię! Chcę być jego dziewczyną i zamieszkać z nim!
-Która jest godzina?-nie muszę dzisiaj iść do pracy ale i tak spytałam.
-Przed 16. A co? Może pójdziemy na obiad do restauracji? Nie przyjmuje odmowy.
-No to chodźmy-pociągłam go za rękę.

-Ale najpierw się ubierzmy.-Przypomniałam sobie...
-Dobry pomysł.
Pół godziny później Dean ubrany w garnitur czekał na mnie przy schodach. To takie nie w jego stylu.
-Wyglądasz bosko-stwierdził.
Ubrana w białą sukienkę i czarne szpilki schodziłam na dół.
-Dzięki, ty też niczego sobie-pocałowałam go i zaprowadził mnie do auta.
Czułam, że gardło jest strasznie opuchnięte z bólu, a głowa zaraz mi pęknie. Po długiej drodze, zorientowałam się, że jesteśmy na lotnisku.
-Lemon do cholery co to ma być?-wypowiedziałam z trudem.
-No lecimy na kolacje do Paryża.
-Oszalałeś!
-Tak, na twoim punkcie-pocałował mnie delikatnie w skroń.
Nie odezwałam się aż do momentu gdy zrobiło się ciemno i zobaczyłam światełka,mimo wolnie westchnęłam. Popatrzyłam w bok, gdy wchodziliśmy do samolotu.
-Podoba ci się?-nie odezwałam się ani słowem, więc dodał.-Jesy, nie możesz być zła o to, że chciałem ci zrobić niespodzianka!
-Nie jestem zła...
-Doprawdy? To czemu się nie odzywasz?
Zakaszlałam i znowu poczułam ból w gardle.
-Jestem...-ból.-...chora. Przeziębiłam się...-nagle samolot się zatrząsł.-Co to było?!
-Turbulencje...chyba. Co do twojej choroby to mogę ci przynieść herbaty. Chcesz?
-Tak...-chłopak wyszedł i usłyszałam rozmowę z pilotem:
-Co?! Jak to możemy nie wylądować? Do cholery!-jego głos wyrażał strach.
Przez pierwszą minute nic z tego nie rozumiałam, ale w końcu mnie olśniło! Nie wylądujemy...żywi. Serce podeszło mi do gardła...
Mam całe życie przed sobą nie mogę zginąć w wypadku samolotowym! A co z blondynem? Jest sławny do cholery!
-Słyszałaś wszystko?-chłopak wszedł, widząc moją minę od razu ogarnął o co chodzi.
-Tak...Dlaczego?-oczy zaszły mi łzami.
-Nie płacz. Nie pozwolę ci tak po prostu zginąć...może uda się...nie wiem...mamy problem z lewym skrzydłem, ale mamy cień nadziei, że się...
-Nie wierze w to i ty pewnie też nie.
-Wierze w to. Musi się udać. 
 Mówił jak wtedy gdy poznawałam chłopaków...wszystko działo się tak szybko...poszłam do pracy i wróciłam z niej, poznając chłopaka. Pamiętam jak nie wiedziałam kim jest "ten z żelem we włosach". Okazało się, że nazywał się Kieran Lemon i zażartował: „Łał Dean. Taka laska nie poleciała na mnie tylko na ciebie” śmiało to mówił, ale oni wszyscy wiedzieli, że żartuje. „Nie wiem czemu” z sarkastycznym śmiechem popatrzyłam po zebranych. Przy ścianie siedział uśmiechnięty od ucha do ucha brunet z brązowymi oczami, ubrany w bluzkę w paski i czerwone spodnie, przedstawił się jako Kit. Zaraz obok siedział Gary.
-Hej, jestem Sean, oczywiście mnie nie przedstawiono...-koleś w katance i rurkach wstał i podał mi dłoń.
-Właśnie miałem zamiar, cierpliwości człowieku-mój towarzysz się zaśmiał.
Pamiętam ten śmiech, był taki uroczy...wtedy kolana mi zmiękły i czułam motylki w brzuchu. Nie do wiary, że nigdy więcej nie usłyszę tego śmiechu, nigdy więcej nie zmiękną mi kolana od nadmiaru szczęścia i nigdy więcej nie...będziemy szczęśliwi.
-Co teraz?-spytałam.
-Musimy czekać, nic się nie da zrobić oprócz czekania. Uwierz to jest najlepszy pilot w LA nie może mu się nie udać!-pocałował mnie w usta, a ja cicho westchnęłam z powodu jego bliskości. Przyciągłam go bliżej siebie mimo, iż wiedziałam, że to nie jest taki dobry pomysł. Nasze ciała stykały się ze sobą i mogłam usłyszeć bicie jego serca.
-Jejku...jesteśmy parą od 2 miesięcy, a czuje się jakbym znał cię od dawna...
-A teraz zginiemy...nie mogę się z tym pogodzić...-załkałam cicho.-Boże!-Krzyknęłam gdy znowu były turbulencje.-Dean-przytuliłam mocno się do chłopaka. Moja głowa dawała o sobie znać, i choroba też. 

-Boje się.
-Jesy...-mój chłopak pocałował mnie w czoło.
-Proszę cię...musimy być dobrej myśli...idę porozmawiać z kapitanem.
-Nie! Błagam cię nie zostawiaj mnie...-głos mi się załamał. Lemon chwycił mnie za rękę i poszliśmy razem. -Iii?
-Będziemy musieli się przesiąść, to znaczy państwo ja tu zostaje i będę dalej próbował opanować sytuacje...
-Nie!-Krzyknęłam mimo wolnie.-Nie może pan tu zostać. Wie pan dobrze, że to pewna śmierć...
-Dziecko-zaczął spokojnie.-Mam 87 lat i choruje na cukrzyce...-wbił wzrok w szybę.-Lekarze dają mi jakieś jeszcze 2 miesiące życia. To dla mnie jakby zbawienie. Wy musicie jeszcze pożyć...
-Ale...
-Nie ma żadnego ,,ale". Rozumiem, że śmierć jest trudna. Jestem na to przygotowany, proszę cię...idź już stąd. Ty też chłopcze. Zaraz będzie tutaj helikopter i będziecie musieli skoczyć o mnie się nie martwcie. Przekaż-zwrócił się do mnie-mojej żonie i dzieciom, że ich kocham i żeby się też nie martwili...będę na nich czekał w lepszym świecie...
-Dobrze przekaże...-płakałam z chwili na chwilę coraz bardziej.
-Dziękuję ci...-wtrącił się brązowooki o, którym zapomniałam.-Zawsze będziemy o tobie pamiętać...
Wyszliśmy razem z kabiny pilota i usiedliśmy w fotelach. Nie usiedziałam tak długo...chciałam czuć bliskość swojego chłopaka. Wstałam i usiadłam mu na kolanach.
-Myślisz, że się uda?

-Nie zwracałam uwagi na silny ból głowy i gardła.
-Jesy...tak wiem, chcesz być silna, ale widzę, że masz gorączkę...
-Pytam teraz o przejście...jak to się odbędzie?
-Ja o swoim, a ty o swoim-spiorunował mnie wzrokiem.-Dobra mniejsza z tym. Będziemy musieli iść do samego tyłu samolotu i wtedy my wyskoczymy. Spokojnie będziemy mieć spadochrony...
-Mogę skoczyć z tobą? Sama się boje...
-Tak-dostałam delikatnie dotknięta przez jego usta w policzek.-Pilot powie nam kiedy będziemy musieli skoczyć. Mamy tylko jedną szanse. Jeśli się nie uda...-przełknął ślinę.-Możemy zginąć.
-Rozumiem-próbowałam żeby głos mi się nie załamał.
-Musi się nam udać.
Czekaliśmy tak w milczeniu około 15 minut. W końcu przez głośnik przywołał nas kapitan.
-Możecie skoczyć...w tyle są spadochrony ubierzcie je i naciśnijcie guzik wtedy otworze klapę i wylecicie. Wiecie co dalej?
-Tak.
-Do widzenia dzieci. Miło było was poznać. Poszliśmy tam gdzie nam kazał. Nie mogłam ma to patrzeć więc zamilkłam oczy i czekałam aż umrzemy.
-Jeśli mamy teraz zginąć to wiedz, że cię kocham. Ponad wszystko-to może być nasz ostatni pocałunek, więc silnie przyciągłam go do siebie i trzymałam aż nie brakło nam powietrza.
-Ja też cię kocham.
Skoczyliśmy. 
_____________________________
No i jest kolejny :)
Nie wiem kiedy będzie NWB bo na razie Caro miała zawalony tak jak ja obowiązkami tydzień :x
Mój imagin...ah, no wiem...pisany dwa lata temu i teraz go znalazłam, pozmieniałam co mogłam i niech będzie. Bo świeci tutaj ostatnio pustkami xx
Nie wiem co to ma być...taki trochę głupi koniec, bo chciałam dopisać, że oni nie przeżyli itd...tamten też, ale shut up. Niech będzie. 
 Czytasz=komentujesz :)